Odzyskana wolność

Ten jedyny, wyjątkowy rodzaj wolności daje pewien wiek i „odchowane dzieci”, cokolwiek to znaczy. Ponieważ między moimi dziećmi jest spora różnica wieku, już bardzo długo zajmuję się ich wychowywaniem. Zapomniałam, że może być inaczej. Choćby taki prosty fakt, od tak dawna wstaję rano i rozpoczynam dzień od dbania o kogoś. Nie narzekam, doceniam, ale uważam, że w życiu jest czas na wszystko, ten na wychowywanie dzieci powoli mija. Choć podobnie jak pewna pani profesor mam pokusę, by na koniec jeszcze trochę „wychownąć” własne pociechy to mam również świadomość, że to już raczej niemożliwe. Cieszę się, że dorosły i że są takie jakie są, ja z czystym sumieniem znowu mogę zająć się sobą.

Z tego zajmowania się swoimi sprawami rodzi się większa świadomość i odnoszę wrażenie, że dopiero teraz mam okazję poprzyglądać się sobie z większą niż dotychczas uważnością. Zmieniłam się i to bardzo, a tu, gdzie się nie zmieniłam, zwykle potrafię zaakceptować, że tak jest i to może być w porządku, nareszcie. Nie żebym była z siebie zadowolona, co to, to nie, aż tak daleko nie zaszłam. Może kiedyś, to i tak dużo.

Za to nauczyłam się czegoś nowego. Nauczyłam się być sama i tej samotności bardzo potrzebuję. Kiedyś przeczytałam felieton Natalii de Barbaro o własnym pokoju. Własny pokój jest dzisiaj pojęciem  wieloznacznym. Pani Natalia napisała, że każda kobieta powinna mieć własny pokój. Oczywiście w polskich warunkach to często fanaberia, więc nie ma co traktować tej propozycji zbyt dosłownie. Pod hasłem własny pokój kryje się osobista przestrzeń, choćby niewielka, jak fotel, krzesło przy stole, miejsce, w którym mamy chwilę dla siebie, możemy pomyśleć, odpocząć, odreagować. Wiem, że dla wielu mam często ich azylem staje się łazienka, choć wyjątkowo wytrwali mali zawodnicy potrafią sforsować i tę przeszkodę.

Jednak żaden własny pokój, a nawet cały pałac nie pomoże, jeśli nie potrafimy być same. Dotyczy to również spędzania czasu i przełamywania barier.

Część z nas jest w takiej sytuacji, że nie ma z kim wyjść na obiad, do muzeum czy do kina. Z różnych powodów, może to być związane z samotnością, tym, że bliscy mają swoje plany lub w tej konkretnej chwili ktoś po prostu nie ma ochoty nam towarzyszyć. Bardzo długo brak towarzystwa mnie powstrzymywał, zazwyczaj rezygnowałam z wyjścia. Dzisiaj jest zupełnie inaczej, bo odkryłam przyjemność w samotnych spacerach, wizytach w muzeach czy kawie wypitej w kawiarni wyłącznie w swoim towarzystwie.

Oczywiście wiem, że jestem uprzywilejowana, bo często mogę wybrać czy idę sama, czy z kimś bliskim. Wielu ludzi nie ma takiego wyboru. I dzisiaj właśnie o tym. Chcę nakłonić te z Was, które jeszcze tego nie potrafią, żeby nie rezygnowały z niczego, na co mają ochotę, wyłącznie z powodu braku towarzystwa. Wiele osób uzna pewnie problem za trywialny, bo nie czują dyskomfortu, odwiedzając w pojedynkę kino czy muzeum. Znam jednak dziewczyny, które wciąż czują się niezręcznie w podobnych sytuacjach i rezygnują z tego, co dla nich ważne. Znam też te, które zachęcone, w końcu potrafią korzystać z życia, nie oglądając się na partnera, który wybiera zupełnie inną rozrywkę lub aktualnie tego partnera nie mają.

Zauważyłam, że dla młodych osób takie samotne wyjścia są bardziej naturalne, to my dojrzałe kobiety, wychowane w nieco innych realiach, często mamy w głowie blokadę, z którą trudno się uporać. Tak naprawdę rzecz w przełamaniu się. Odkąd sama zaczęłam chodzić na wystawy, spacery połączone ze zwiedzaniem miasta czy do muzeum, odkryłam, że takich osób jest znacznie więcej i dzisiaj nie ma już w tym nic niezwykłego. To raczej nasze myśli i przekonania nas powstrzymują.

Oczywiście wszystko wiąże się również z usposobieniem, ja potrzebuję samotności. I to łagodnie powiedziane, bo przecież:

Życie to bardzo często nieustający zgiełk. Hałasu jest tyle, że nie sposób zatrzymać się, oddychać i myśleć. Nasze cichsze, głębsze ja jest spychane na bok przez wir i gwar natrętnych myśli krążących w naszych głowach. Musimy znaleźć polanę w lesie…

Johny Thomson Filozofia dla zabieganych

Czasem chcę uciec od świata, znaleźć polanę, raczej nie w lesie, bo lubią mnie kleszcze i mam uraz. Innym razem mam ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść. Teraz mogę. Nic mnie nie powstrzymuje, mam do tego warunki, co mnie niezmiernie cieszy.

Lubię swoją rodzinę i lubię spędzać z nimi czas. Jednak nastał w życiu moment, że moim jedynym pragnieniem było to, żeby choć przez chwilę nie musieć o nikogo dbać. Pewnie większość z Was doskonale wie, o czym mówię. Teraz kiedy tylko mogę, realizuję to pragnienie i mam do tego celu specjalne miejsce, czasem odwiedzam je z rodziną, innym razem sama. Uciekam tu przed życiem, cieszę się chwilą i uczę się zwyczajnie być, również sama dla siebie.

W żadnym innym kraju nie słyszałam tyle razy stwierdzenia haluan vain olla, czyli: „Chcę po prostu zwyczajnie być. Nic nie robić, za niczym nie gonić, ale być”.

Finlandia. Sisu, sauna i salmiakki

Aleksandra Michta-Juntunen


Zdjęcie wypożyczyłam od syna 😘

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Życzliwość, a raczej jej brak

Kobieca samotność

Kobieta zawiedziona

Wiek dojrzały?

Co ze mną nie tak?

Zmagam się...

Kryzys wieku średniego?