Wiek dojrzały?
Całkiem niedawno miałam przyjemność zjeść kolację w towarzystwie mojej przyjaciółki J. Znamy się lat naście i zjadłyśmy razem niejedną kolację, a przy tym niejedną przysłowiową beczkę soli. J. jest starsza ode mnie zaledwie kilka lat i śmiało można powiedzieć, że to ta sama grupa wiekowa, 50 plus. Z niewielką różnicą, w moim przypadku ten plus za kilka miesięcy.
Obie dostrzegamy zmiany, jakie dokonały się w nas lub w
naszym życiu. Naturalnie nie są to zmiany nagłe, raczej proces, który wspólnie
obserwujemy. Dostrzegłyśmy też problemy, które łączą wiele kobiet w tym wieku. W tym, czyli w jakim?
Katarzyna Sobczuk w eseju Mała empiria określa go początkiem starości, ale też wiekiem
środka, bo to etap, w którym dzieci (o ile je mamy) jeszcze nas potrzebują, a
starzejący się rodzice zaczynają nas potrzebować coraz bardziej. I wiek, w
którym denerwują nas i młodzi i starzy, co z przymrużeniem oka stwierdza
autorka. Niektórzy nazywają go dojrzałym, ale jak wiadomo to tylko nazwa, bo
nie wszyscy mieli okazję dojrzeć. No i w końcu to wiek, w którym zdaniem
niektórych jesteśmy już za starzy, żeby zrozumieć albo jeszcze na to zbyt
młodzi.
Tak czy inaczej, coś nas łączy, a zachodzące zmiany mają
wspólny mianownik. Zdaję sobie sprawę, że uogólniam i moje spostrzeżenia nie
muszą dotyczyć wszystkich kobiet, jednak jestem przekonana, że wiele z nas tak
właśnie ma lub przynajmniej dostrzega zwiastuny, świadczące o tym, że w
niedalekiej przyszłości może tak mieć.
Wszystkie i tu nie ma najmniejszych wątpliwości,
przyszłyśmy na świat w okresie PRL-u. Na ten czas przypadło nasze dzieciństwo,
co oznacza, że najczęściej miałyśmy klucz na szyi, rodziców o wrażliwości, w
której dzieci i ryby głosu nie mają, a w szkole nauczyciel miał zawsze rację.
Emocjonalnie byliśmy zaopiekowani mniej więcej tak, jak w moim wspomnieniu.
Byłam dość depresyjną nastolatką, co w tym wieku nie jest przecież jakoś
specjalnie rzadkie, miałam kłopoty ze snem i nastroje, w których smutek wywoływał
czarne myśli. Chwilami, a czasem nieco częściej nie miałam ochoty żyć,
delikatnie rzecz ujmując. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z pewną lekarką,
przy okazji ustalania przyczyny kłopotów gastrycznych, odpowiedziała, że jak
dorosnę i będę miała dzieci, to mi przejdzie.
Dostrzegam konsekwencje. Byłyśmy dzielne, musiałyśmy być,
co nie pozostało bez wpływu na dorosłe życie. Dzisiaj poza wiekiem łączy nas
to, że z dużym prawdopodobieństwem wszystkie, jesteśmy po tak zwanych
przejściach. Każda ma za sobą jakiś trudny czas.
Również zmiany w wyglądzie są widoczne, co jest naturalne,
jednak ich gwałtowność może zaskakiwać. Jeszcze bardziej zaskakuje to, co się
dzieje w sferze emocji. Obie z J. mamy tak, że coraz częściej nam nie zależy,
coraz więcej odpuszczamy i rzadziej się zdarza, że nam się chce. Czy to źle?
Różnie niestety. Zależy, co mamy ochotę odpuścić, bo jeśli są to buty na
obcasie i niewygodne, choć piękne ubrania, nie ma problemu, wygoda stała się
priorytetem, podobnie jak naturalne tkaniny. Ale często „nie chce mi się” jest kłopotem,
bo przecież trzeba.
Najbardziej lubimy własny dom, bardziej niż kiedykolwiek i
nie mamy ochoty nocować poza nim. Na noc wracamy do siebie z wyjątkiem
wakacyjnych wyjazdów. O całonocnych imprezach dawno zapomniałyśmy. Pragnienie
ciszy i spokoju stało się jedną z ważniejszych potrzeb i rzadziej przeszkadza
nam, gdy nic się w życiu nie dzieje. Po cichutku chciałybyśmy, by wszyscy dali
nam święty spokój. Z niespotykaną dotąd niechęcią myślimy o kolejnych
komplikacjach, bo przy okazji spadła nam odporność na stres i jak wspomniałam,
nie chce nam się.
Obie z J. znacznie częściej potrzebujemy ukojenia i cenimy
naturę, w ogóle stałyśmy się jakieś bardziej refleksyjne.
Irytujące bywają luki w pamięci, wszystkie te słowa, które
przecież mamy na końcu języka. Zauważamy niewielkie kłopoty z koncentracją. O
tym, że treść książki, którą dopiero co przeczytałam, błyskawicznie ulatuje,
wolę nie wspominać. Natomiast słowo irytacja stało się tym z kategorii
ulubione. Z jednej strony łagodnieję i jestem bardziej wyrozumiała, z drugiej
mam wrażenie, że coraz więcej rzeczy mnie irytuje.
Za to muszę, stało
się słowem rzadziej obecnym, wcale nie dlatego, że ubyło obowiązków, raczej nie
nakładamy na siebie presji, to akurat ulga. Tyle że stąd jest niedaleko do „nie
chce mi się”.
Poznałam kiedyś Alinę, sympatyczną siostrę zakonną, miała
wtedy jakieś 55 lat, ja 40 i narzekała, że bardzo ją spowolniło, na wszystko
potrzebuje więcej czasu i ma znacznie mniej siły. Nie rozumiałam do końca, o
czym mówi, dzisiaj zaczynam rozumieć. My zwolniłyśmy, ale świat przyspieszył, zbliżają się święta, a ja
mam wrażenie, że co chwilę są święta.
Na szczęście nie ze wszystkim, co przyniósł wiek średni,
jest nam niewygodnie. Niepokój budzi co dalej, w końcu to dopiero początek
zmian i początek starości, czy jak pisze Katarzyna Sobczuk młoda starość.
Nie jestem zbudowana, ale pociesza mnie, że jakimś cudem,
naprawdę nie wiem jakim, krzywa szczęścia podobno przypomina literę U i średni
wiek jest na samym jej dnie. Czyli jest jeszcze nadzieja, zwłaszcza jak mamy z
kim obśmiać wiek dojrzały i ponarzekać na młodą starość.
Dobrze było przeczytać ten wpis, bo mówi mi, że nie wszystkie moje objawy to wina leczenia, a tylko zwykłego starzenia. Leczenie na pewno je u mnie przyśpieszyło bardzo, bo postarzałam sie nagle z dnia na dzień, praktycznie w oczach, ale czytając czy słuchając opowieści kobiet w podobnym wieku, którym to samo dolega, oddycham poniekąd z ulgą, że to wszystko "tylko zbliżająca się starość". Tylko, żde u mnie wygoda i naturalne tkaniny zawsze były priorytetem, a i spędzanie czasu poza domem jest mi raczej zjawiskiem obcym i nieznanym (nie licząc wycieczek z plecakiem i obozów karate). Zawsze przekłądałam też ciszę i spokój własnego domu czy lasu nad towrzystwo innych ludzi. Poza tym mogła bym się nogoma i rękoma pod Twoją opowieścią podpoisac z czystym sumieniem :-)
OdpowiedzUsuńJa jestem względnie zdrowa, a również ostatnio bardzo się zmieniłam i to dokładnie tak jak piszesz, niemal z dnia na dzień, dlatego napisałam, że te zmiany w wyglądzie są gwałtowne. W samopoczuciu również. Twoje leczenie było bardzo inwazyjne, a choroba poważna, na pewno nie pomogło. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń