Dojrzałość Andy Rottenberg

Jestem po lekturze Dziennika 2019-2022 „Schyłek”, Andy Rottenberg. Są to zapiski kobiety dojrzałej, a nawet bardzo dojrzałej, o czym świadczy słowo schyłek w tytule, doświadczonej przez życie, mądrej, refleksyjnej. Osobom zainteresowanym sztuką, autorki nie trzeba przedstawiać, dla mnie jest przede wszystkim interesującą kobietą. Dla świata historyczką sztuki, kuratorką wystaw, publicystką.

Na blogu najczęściej piszę o całkiem zwyczajnym życiu i codziennych problemach. Pani Rottenberg z pewnością nie można określić mianem zwyczajnej kobiety, a jednak w pewnym sensie jest jak my wszystkie. Przeżywa podobne emocje, dzieli się przyziemnymi chwilami i opowiada o całkiem przyziemnych sprawach, a do tego czasem sama o sobie myśli, że jest beznadziejna.

Sięgam do tak osobistej literatury trochę po to, by dowiedzieć się, co będzie dalej. W jaki sposób widzi świat osoba dojrzalsza ode mnie, jestem ciekawa jej wniosków i przemyśleń. I właśnie nimi chcę się dzisiaj podzielić.

Zacznę jednak od moich własnych spostrzeżeń. Nie sposób nie zauważyć, że Pani Anda, mimo zawodowego sukcesu i licznych osiągnięć jest dla siebie niezwykle surowa. Tę surowość widać we fragmencie, w którym wspomina o pracy nad wcześniejszymi dziennikami. Zarzuca sobie wieczne niezadowolenie, wygórowane oczekiwania, wyimaginowane nieszczęścia, uzależnienie emocjonalne i trwonienie emocji.

Stare dzienniki nadają się tylko na powieść dla nastolatek, tyle w nich naiwnej afektacji. Strasznie długo osiągałam dojrzałość i chyba nadal nie dopięłam celu.

Momentem przełomowym w życiu Pani Rottenberg było zaginięcie i tragiczna śmierć syna. Dramatyczne wydarzenia, co oczywiste, nadały zupełnie inny wymiar codzienności. Mam wrażenie, że autorka dzieli własny świat na przed i po, a po, wiele spraw straciło na znaczeniu. Bardzo jej współczuję, bo od tej chwili cierpienie stało się codziennym doświadczeniem. Niezwykle surowo ocenia siebie jako matkę i nieustannie się obwinia. Z goryczą stwierdza, że nikt nie nauczył jej, jak być dobrym rodzicem. Tych doświadczeń nie można porównywać, a jednak poczucie winy na co dzień towarzyszy wielu matkom. Choć wpływ na to, co się wydarza, zwykle ma wiele czynników, matki tak mają, że całą winę biorą na siebie.

Autorka mogła zdecydować, co znajdzie się w wydanych dziennikach, a co nie. Nie wszyscy mają taką szansę. Słuchając kiedyś pewnej rozmowy na temat tego, czy mamy prawo wydawać i czytać dzienniki osób po ich śmierci, jeśli sami wcześniej o tym nie zdecydowali, pomyślałam, że takie dzienniki są pełne skrytych myśli, które przecież zwykle zachowujemy dla siebie. Wyobrażam sobie, że znam myśli ludzi z mojego otoczenia, jest duże ryzyko, że mogłabym ich szczerze znienawidzić. W myślach chyba wszyscy bywamy okrutni, małostkowi, nieprzyjemni, na szczęście najczęściej to chwilowe, a jednak chyba lepiej nie wiedzieć.

Nawiązuję do tego, bo akurat Anda Rottenberg ma ciekawą zasadę, oczywiście różnie myśli o innych i na kartach dziennika nie stroni od ocen, jednak w przypadku osób, o których nie myśli dobrze, nie zdradza ich tożsamości. Opisywani, jeśli tylko sięgną po zapiski, pewnie rozpoznają siebie, ale to już sprawa między zainteresowanymi.

Z całą pewnością autorka dziennika ceni więzi i przyjaźń. Wydaje się, że są dla niej najważniejsze, podobnie jak potrzeba samotności, bo paradoksalnie jedno nie wyklucza drugiego. Zauważyłam ostatnio, że motyw potrzeby pobycia w samotności jest obecny w rozmowach z wieloma dojrzałymi kobietami. To nie tajemnica, że ja też tak mam.

Całe nagromadzone bogactwo to właśnie przyjaźń, uwaga i życzliwość nie tylko ze strony najbliższych, ale całkiem dużego grona ludzi z nieco dalszego, a nawet zupełnie dalekiego kręgu.

O ludziach pisze tak:

Ludzie nie potrzebują pouczeń, tylko odrobiny dobroci. Tolerancji. Czyli bardzo mało. A może jednak to jest bardzo dużo?

W stosunku do napotkanych osób potrafi być czuła, rozbroił mnie fragment z opisem spotkania na gali:

Poznałam na niej przepiękną staruszkę w moim wieku (…)

Schyłek życia bez wątpienia jest czasem pożegnań. Wiadomości o śmierć bliższych i dalszych znajomych docierają znacznie częściej niż dotychczas, co jest równie bolesne, jak nieuniknione.

Wymieniłyśmy informacje, kto zdążył umrzeć, a kto się jeszcze trzyma, i obiecałyśmy sobie spotkanie w Warszawie.

Podobnie jak godzenie się z własnym schyłkiem.

A kiedy wieczorem, zjeżdżając na rowerze Tamką w dół, czułam na twarzy ten cudowny powiew, zastanawiałam się, ile mam jeszcze przed sobą takich prostych, młodzieńczych doznań.

Autorka bywa zmęczona, jej zdrowie pozostawia wiele do życzenia, mogłaby spocząć na laurach, ale to właśnie aktywność fizyczna, zawodowa, a także towarzyska utrzymują Panią Andę w dobrej kondycji, zwłaszcza psychicznej. Okresy zmniejszonej aktywności przypłaca spadkiem nastroju. Co tylko potwierdza opinię, że żeby coś przeżyć, trzeba żyć, a to znaczy, że trzeba podjąć wysiłek i nie poddawać się, coraz częściej powracającej myśli, nie chce mi się, a przynajmniej nie zawsze, bo ja jednak czasem lubię się jej poddać. Szczerze mówiąc, podziwiam życiową energię autorki.

Anda Rottenberg w rozmowie Anną Jurgaś (podcast Mistrzowie dobrego życia) określa siebie, jako osobę zadaniową. Zdradza, że w życiu kieruje się instynktem, ale to rozum i wiedza korygują jej wybory. Stara się nie musieć i sama przyznaje, że ta sztuka jej się udaje, bo im jest starsza, tym mniej musi. Anna Jurgaś zapytała Panię Andę, czy zależy jej, by ludzie ją lubili. Odpowiedziała, że podobnie jak dla większości ludzi, dla niej również jest to ważne, jednak pilnuje, by nie zmieniać swojego zachowania tylko po to, żeby tak się stało. Ma świadomość, że świat jest pełen ludzi, którzy mają jej coś za złe i twierdzi, że należy się z tym pogodzić.

Schyłek Andy Rottenberg jest również schyłkiem świata, w którym dotychczas żyła, a Dziennik stanowi swego rodzaju kronikę wydarzeń, bo lata 2019-2022 obejmują czas pandemii i początek inwazji na Ukrainę. O tego czasu minęło kilka lat, na szczęście schyłek Andy Rottenberg wciąż trwa, a sama autorka nadal jest obecna i aktywna w przestrzeni publicznej.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Całkiem niedawno...

Dlaczego siebie nie lubimy?

Cytrynowiec

O zamiataniu pod dywan

Jesienna chandra

Odzyskana wolność

Czarny kot