Dlaczego siebie nie lubimy?
W komentarzu pod jednym z moich tekstów Simera napisała takie zdanie:
„Najgorzej
jak człowiek sam siebie nie lubi, wtedy ani sam ani inni nie mogą się nim
zaopiekować, przytulić, pocieszyć…”
Ponieważ
to bardzo smutna konkluzja zapytałam ją, czy mogę ten komentarz wykorzystać, bo
uznałam, że koniecznie trzeba zająć się tematem. Odpisała, że koniecznie.
Pisząc
teksty na bloga, staram się je przeplatać, tak, by czasem było refleksyjnie,
czasem poważnie, innym razem osobiście albo lekko, z dystansem. I dzisiaj
będzie właśnie dość osobiście, bo posłużę się własnym przykładem i odniosę do
procesu, który zachodził we mnie samej, a wierzcie mi w nielubieniu siebie mam
spore doświadczenie.
Zatem
dlaczego nie lubimy siebie? Psychologia pewnie ma swoje odpowiedzi, ale nie
jestem psychologiem, więc posłużę się własną obserwacją.
Myślę,
że powody mogą być bardzo różne. Na przykład kulturowe. Wystarczy wspomnieć
szkołę naszego dzieciństwa, by zauważyć, że nauczyciele zazwyczaj wskazywali
nam nasze błędy, niewielu było tych (niewielu w tym wypadku oznacza całkiem
sporo, bo niektórzy nie mieli ich wcale), którzy wspierali nasze mocne strony
lub choćby nam je pokazywali. W domu także bywało różnie, nie każdy rodzic, a
zaryzykuję stwierdzenie, że w tamtych czasach to raczej sytuacja wyjątkowa,
potrafił podbudować własne dziecko. Czyli pracujemy na trochę wybrakowanym
materiale, raczej dziurawym niż mocnym i odpornym.
Późniejsze
doświadczenia mogą zmienić nieco sytuację, ale mogą ją też pogorszyć. Kluczowa
w tym wypadku okazuje się akceptacja ludzi, którymi się otaczamy, bo to bliscy
nam ludzie potrafią skutecznie przekonać nas, że coś z nami nie tak. Swoje robią
również tak zwane „życiowe osiągnięcia” lub ich brak.
Moment,
w którym dopada nas życie, z siłą huraganu wpływa na nasze niestabilne poczucie
wartości, kto nie zna słów wypowiadanych do siebie w takich chwilach: jesteś
beznadziejna, nie potrafisz nic zmienić, jesteś kretynką i temu podobne. Tu
każdy ma własny repertuar. I myślę, że podobna refleksja omija wyłącznie całkiem
bezrefleksyjnych.
Dość zaskakującym odkryciem był dla mnie fakt, że od podobnych wewnętrznych
rozterek i negatywnych ocen względem siebie nie są wolne również osoby, które
mają na koncie wiele osiągnięć. Czytałam niedawno dzienniki Andy Rottenberg,
napiszę o nich w jednym z kolejnych wpisów. Autorka jest niezadowolona
z młodszej wersji siebie, stwierdza również, że była beznadziejna przez
większość życia i jest taka u jego schyłku. Uderzyło mnie to słowo, bo jest mi
doskonale znane. Zaskakujące, że podobnych stwierdzeń w ocenie siebie, używa Kobieta
Zwyczajna i ta, która ma koncie tak wiele osiągnięć. To przygnębiające, że
myślimy o sobie w ten sposób, niezależnie od tego, kim jesteśmy i jakie mamy
zasługi.
Kolejnym powodem tak częstego niezadowolenia z siebie jest
porównywanie się, często nieświadome. Agnieszka Kozak w książce W
poszukiwaniu siebie pisze tak:
Brak akceptacji siebie i swojego życia powoduje, że
rozglądamy się wokół i potwierdzamy sobie, że wypadamy gorzej.
Pytanie,
co było pierwsze, jajko czy kura? Czy najpierw nie akceptowaliśmy swojego życia
i siebie, co sprawiło, że zaczęliśmy się porównywać, czy to, że się porównujemy
sprawia, że przestajemy akceptować siebie. Myślę, że działa to w dwie strony. Sama
dostrzegam, że czas spędzony w mediach społecznościowych, często sprawia, że zaczynam
się zastanawiać nad swoimi „brakami”. Mimo dużej świadomości nie jestem odporna
na to zjawisko, dlatego mam metodę, skrolując media, wyznaczam sobie limit
czasu i trzymam się go. Porównywanie się jest dość naturalne, ma znaczenie
jednak, jak to robimy i z kim się porównujemy. Czyli znowu, moja wartość zbyt
często zależy od tego obok kogo stanę, a nie powinna lub przynajmniej powinnam
pamiętać, że tak jest.
Ewa
Woydyłło zapytana o to, czym jest poczucie własnej wartości, odpowiada, że jest
to poczucie, że jest się kimś, kto ma prawo być taki, jaki jest. Zdaniem
terapeutki to postępowanie w zgodzie ze sobą z jednoczesnym dążeniem do naprawy
błędów.
Moja
praca nad zmianą myślenia o sobie trwa od kilku lat. Trzeba jasno powiedzieć,
że nad tym, jak o sobie myślimy, możemy mieć kontrolę. Wymaga to pracy i czasu
i nie ma nic wspólnego z nośnym hasłem „pokochaj siebie”. Co więcej, to trudny
proces, często pełen łez, powrotów do dawnych schematów, upadków i wzlotów. I
nie ma się co oszukiwać, nie jest to umiejętność dana raz na zawsze, jak zwykle
w takich sytuacjach wszelkie kryzysy przywracają ustawienia fabryczne.
Nie
jest też tak, że można sobie powiedzieć, od dzisiaj lubię siebie, ale można
zmienić sposób, w jaki siebie traktuję, co nie będzie możliwe, jeśli najpierw
nie rozpracujemy dotychczasowego sposobu.
Rozpoznać siebie w sobie. Mamy w sobie dużo
„nierozpoznań”, bo mało dostawaliśmy pozytywnych potwierdzeń dotyczących tego,
że jesteśmy coś warci.
W poszukiwaniu siebie, Agnieszka Kozak
Momentem
przełomowym w pracy nad zmianą relacji ze sobą, było uświadomienie sobie, że
niezależnie od mojej historii, mojego wyglądu, osiągnięć i sposobu myślenia nie
jestem ani gorsza, ani lepsza od innych, bo niby dlaczego? Po prostu jesteśmy
różni i nie zawsze trzeba to wartościować. Ja jestem taka, jedni mnie lubią
inni nie. Nie zawsze jestem z siebie zadowolona, nie wszystko w moim życiu
potoczyło się, jak chciałam i czasem nawet jestem sobą zmęczona. I tak, bywa,
że czuję się przytłoczona i beznadziejna. Jeśli coś mi przeszkadza, staram się
to zmienić, są jednak obszary, w których tej zmiany nie potrafię dokonać i wtedy
mam poczucie, że moje braki czynią ze mnie osobę nieprzystosowaną do
współczesnego życia. Czasem jest mi z tego powodu smutno i trudno. Tyle że mam
także świadomość, że wszyscy mamy jakieś deficyty, niektórym po prostu tak się
życie ułożyło, że nie muszą się z nimi mierzyć zbyt często, inni robią to na co
dzień. Trzeba szukać obszarów, w których jest nam dobrze i komfortowo, nawet
jeśli nie będzie ich wiele, to czas wytchnienia.
No
i nic tak nie szkodzi, jak ludzie, którzy nas nie akceptują, którzy chcieliby
nas zmienić i robią wszystko, by to osiągnąć, niezależnie od metod. Często to
właśnie najbliższe otoczenie skutecznie stara się nam udowodnić, jak bardzo jesteśmy
nie dość. Jeśli się temu poddamy, już zawsze będziemy mieli poczucie, że coś z
nami nie tak. To bardzo ważne, żeby nie spędzać z takimi osobami czasu, o ile
to oczywiście możliwe, jeśli nie, należy stawiać granice. Jeśli natomiast uda
nam się otoczyć ludźmi, którzy nas akceptują, wspierają i rozumieją, sami
będziemy dla siebie łagodniejsi. W tym drugim przypadku dobrze jest mieć
świadomość, że ktoś w danym momencie nas deprecjonuje, umniejsza lub poniża
albo chciałby, żebyśmy przystawali do jego wyobrażeń o nas.
I
w końcu coś, co w moim przypadku okazało się kluczowe. Wewnętrzny dialog i
sposób rozmowy ze sobą. Głos w mojej głowie mówi, jesteś beznadziejna, a ja
świadomie odpowiadam, nie jesteś, po prostu zrobiłaś coś nie tak, jesteś
niezadowolona, ale nie beznadziejna. Dobrze jest zatrzymać się na tym i skupić
na faktach, nie uogólniać, nie czarować, nazywać rzeczy po imieniu.
Można wyjść z polany, na której musisz dbać wyłącznie
o ciepło dla innych. Do tego zaś potrzebne są samoakceptacja, empatia i
czułość. Potrzebna jest twoja decyzja o zmianie wewnętrznej narracji, tego, co
sobie opowiadasz o sobie. Potrzebujesz odejść od ocen i surowości do doceniania
i wyrozumiałości. Pomyśl przez chwilę, jak jest aktualnie w twojej głowie.
W poszukiwaniu siebie, Agnieszka Kozak
A
teraz coś, co sprawiło, że poczułam się w dialogu ze sobą znacznie lepiej.
Czasem mówię do siebie, tak jak mówię do bliskich, na których mi zależy,
dokładnie tym samym ciepłym i troskliwym tonem głosu, którym zwracam się do
córki, a to sprawia, że czuję się lepiej zaopiekowana.
Czy
lubię siebie? Bardziej niż 10 lub 20 lat temu. Akceptuję to, że nie jestem
doskonała, skupiam się na tym, że sobie radzę, że tak wiele się nauczyłam, i że
dojrzałam. Akceptacja to słowo klucz, bo ona nie jest bezkrytycznym
zadowoleniem z siebie, tylko zaakceptowaniem faktu, że dzisiaj jestem taka z
jakiegoś konkretnego powodu, że na to, jaka jestem, złożyło się moje
dotychczasowe życie, że dzisiaj stać mnie na tyle, ale to przecież nie koniec.
I jeśli swoim postępowaniem nikogo nie krzywdzę, nie ma powodu, bym zwracała
się przeciwko sobie. Doceniam własną odwagę oraz to, że jeśli coś mnie uwiera,
nie ustaję w poszukiwaniu rozwiązań. Skutki? Różne. A jednak ten rodzaj akceptacji
daje wewnętrzny spokój.
Zmęczyłam
Was? Wiem, dzisiaj było długo, ale ten komentarz Simery sprawił, że najpierw
miałam ochotę ją przytulić, a teraz chciałabym jej dodać siły i zapewnić, że
jest jeszcze szansa i naprawdę warto nie ustawać w poszukiwaniach.
Kobieta najpierw musi poczuć się dobrze sama ze sobą,
musi przestać się bać, że jest kimś nie takim, jak powinna być. Dopiero tak
wzmocniona będzie gotowa stanąć do walki o swoje prawa.
Ewa Woydyłło, Zakręty życia
Komentarze
Prześlij komentarz