Lekcje języka i wiary w siebie

Zapisałam się niedawno na lekcje języka obcego. Bardziej z konieczności niż pragnienia wynikającego z głębi serca, a jeśli mam być całkowicie szczera, serca w tym niewiele, bo w moim przypadku to raczej orka na ugorze. Znacie pewnie taką sytuację, kiedy całym sercem (a jednak serce) czujecie, że nie zostaliście do czegoś stworzeni. Ja tak mam z językami, nauka przychodzi mi z trudem, zwłaszcza teraz, kiedy stan pamięci przestał być sprzymierzeńcem podobnych przedsięwzięć. I choć lubię się uczyć to chyba żadna z dziedzin, no może poza matematyką, nie przysporzyła mi tak wiele frustracji. Krótko mówiąc, robię, co mogę.

Wspominam o tym z konkretnego powodu, moje lekcje mają pewien nieoczekiwany skutek uboczny. Dowiedziałam się czegoś o sobie i wcale nie mam na myśli braku talentów lingwistycznych albo serca do języków obcych. Swoją drogą to właśnie może być jedna z przyczyn moich niepowodzeń, choć w tym konkretnym przypadku należałoby zadać pytanie, co było pierwsze, jajko czy kura. Czy niepowodzenia sprawiły, że nie lubię się uczyć języka czy raczej fakt, że tego nie znoszę, ma wpływ na efekty. Coś może być na rzeczy, bo całkiem niedawno uczestniczyłam w kursie historii sztuki i prawdę mówiąc, mogłabym zajmować się nim godzinami, w dodatku z radością. Podobno jednak rozwijamy się w dyskomforcie, więc może moja niechęć niczego nie przesądza.

Wrócę do skutków ubocznych lekcji języka. Ponieważ głównie chodzi o naukę mówienia, nauczycielka przez większość czasu zadaje mi pytania, na które mam odpowiadać. Pomijając, że czuję się, jakbym wróciła do szkoły, wyraźna rola uczennicy, jak w tym wpisie:

https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2024/01/o-zyciowych-rolach-matka-zona.html

na pytania odpowiadam dość szczerze. Na przykład, czy jesteś dobrym rodzicem? Staram się. Czy dobrze jeździsz na rowerze, tak, ale… Czy… tak, ale… i tak dalej. W pewnej chwili pani obdarzyła mnie taką oto uwagą:

Kobieto, przecież ty kompletnie nie wierzysz w siebie.

Ile można się dowiedzieć o sobie na lekcji języka. Nie poczułam się dotknięta, bo to prawda, brak mi pewności siebie, nie sądziłam tylko, że jest to aż tak widoczne i przynajmniej ostatnio nie poświęcałam tej przypadłości wiele uwagi, to błąd. Myślę, że zawsze tak było, a przyczyn należy upatrywać w dalekiej przeszłości, jednak to wydarzenia ostatnich lat sprawiły, że nie tylko brak mi pewności, ale wręcz zwątpiłam w siebie.

Teraz trzeba będzie coś z tym zrobić, tylko co? Lekcje języka nie poprawiają sytuacji, chyba że podejdę do tego w taki sposób, że jednak jest nieźle, bo w końcu daję radę, a przecież niemal na każdą sprawę można spojrzeć z różnych perspektyw. I w tym momencie mój niezwykle usłużny wewnętrzny krytyk podpowiada, tak oczywiście, tylko czy to przypadkiem nie jest zaklinanie rzeczywistości albo lekkie pudrowanie?

Z drugiej strony, czy tak nie robią ludzie, którzy w siebie wierzą? Przecież nie są we wszystkim świetni (chyba że są, to jednak mało prawdopodobne) i nie zawsze im się wszystko udaje, oni po prostu nie koncentrują się na ale… tylko na tak. Nie myślą o braku i nie umniejszają siebie. Jestem w tym niezła, ale… Może należałoby uznać, że to co jest, jest wystarczające? Przecież nie mówię, że jestem w czymś doskonała, pytanie brzmi, czy dobrze jeździsz na rowerze? Tak, dobrze jeżdżę na rowerze. Nie lepiej?

Okazuje się, że czasem zamiast coś zrobić, lepiej jest po prostu czegoś nie robić, nie dodawać ale.

To jasne, że trzeba zmienić nawyki i przekonania. Nie zaszkodzi spojrzeć na siebie inaczej. Koncentrując się na brakach, sprawiamy, że pojawia się coraz więcej negatywnych myśli, co ma swoje konsekwencje. Jestem taka i taka, czasem coś mi nie wychodzi, innym razem jest dobrze, a jednak wszystko, co przykre ma większą moc.

Wydawać by się mogło, że zrozumiałam w czym rzecz. Nie do końca, bo dzisiaj znowu to zrobiłam. Ktoś mi powiedział, że jestem dobrze zorganizowana, a ja odruchowo dodałam, względnie dobrze. Dodałam i natychmiast sobie przypomniałam, że miałam już niczego nie dodawać.

Moje lekcje to sprawa przyziemna i historia także, jeśli jednak ktoś chce wiedzieć, jak lekcje języka mogą wpłynąć na życie drugiego człowieka, a nawet je zmienić, polecam film Lekcje języka. Kameralne kino oparte na ciekawych dialogach pomiędzy dwójką bohaterów. Film o sile wsparcia, które pojawia się zupełnie nieoczekiwanie, nieoczywistej przyjaźni i szczerej trosce.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kłopoty

Wiek dojrzały?

Kobieta zawiedziona

Co ze mną nie tak?

O tym, co ja na to i trochę o stylu w dojrzałości

Przeprowadzka