Kryzys wieku średniego?
Kryzys egzystencjalny, a może połowy życia, albo dość
pospolity kryzys wieku średniego. Nazwy się zmieniają, a kryzys wciąż ten sam,
dopada niemal wszystkich i zwykle kończy się jakąś zmianą. Nic miłego, bo jak
twierdziła Ania z Zielonego Wzgórza, zmiany nie są przyjemne lecz są
pożyteczne.
Carl Jung uważał, że ten rodzaj kryzysu ma istotne znaczenie dla rozwoju psychicznego człowieka. Zaczyna się różnie, bo impulsem do niego może być coś trudnego co nam się przydarzyło albo jakiś rodzaj zmęczenia lub brak satysfakcji życiowej. Powolny i trudny proces, który wymaga dojrzałej refleksji. Objawia się na różne sposoby. Jedni go oswajają, inni się załamują, kolejni walczą, są też ci, którzy realizują stereotypowy scenariusz: sportowe auto, młodzieżowe ubrania i zmiana partnerki. Ten ostatni to oczywiście tylko jeden ze sposobów na poradzenie sobie lub właśnie nie poradzenie z tą przypadłością. Raczej niespecjalnie dojrzały. Według Junga, uporanie się z kryzysem egzystencjalnym daje szansę na prawdziwą dojrzałość. I to jest coś, w co bardzo chcę wierzyć.
Bartłomiej Dobroczyński w rozmowie z Agnieszką Jucewicz w
książce Tańcząć. Rozmowy o kryzysie
i przemianie, mówi, że to taki moment w życiu, w którym człowiek zaczyna
rozumieć pewne rzeczy, których wcześniej nie rozumiał.
„Ty już wiesz, co możesz, czego nie, i zaczynasz
odczuwać bolesny, przyprawiający wręcz o panikę dysonans, rozziew pomiędzy
swoimi pragnieniami i możliwościami a tym, co rzeczywiście zrobiłaś. I zdajesz
sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy już nie zrobisz nigdy.”
Zwłaszcza, że na tym etapie życia, nie jesteśmy zupełnie wolni, na co również zwraca uwagę B. Dobroczyński:
Jesteś jak Guliwer przygwożdżony do ziemi przez Liliputów ogromną liczbą nitek. Każdą z osobna może stosunkowo łatwo dałoby się zerwać, ale są ich dziesiątki, setki.
Profesor Piotr Oleś te nitki nazywa życiowymi kotwicami, raczej trudno się ich pozbyć, niektórych pozbywać się nie chcemy, można je natomiast trochę poprzesuwać.
Niby da się zacząć życie zupełnie od nowa, ale pozostają zobowiązania, więzi i wspomnienia, które nie znikną. No i nie każdy może być Paulem Gauguinem, który mając nieco ponad trzydzieści lat porzucił karierę bankowca na rzecz malarstwa.
To nie jest tak, że my wcześniej nie wiedzieliśmy o własnej śmiertelności czy zmieniających się możliwościach, trudność polega na tym, że właśnie przyszedł moment, w którym trzeba się z tą wiedzą skonfrontować. Do czego w takim razie potrzebny taki kryzys? Chyba do poznania i zdefiniowania siebie na nowo, zwrócenia w kierunku wnętrza i określenia wobec życia postawy, która pozwoli jak najlepiej wykorzystać pozostały czas. Istotą kryzysu egzystencjalnego jest to, że koniec życia przestaje być abstrakcją.
Ten rodzaj dojrzałości niesie ze sobą większą świadomość upływu czasu i konieczność określenia na nowo wartości.
Żeby to wszystko osiągnąć konieczne jest zaakceptowanie
strat, tego, że coś jest już za nami, a także tego, że nie można zacząć od
początku, ale wciąż jeszcze można i trzeba dokonywać istotnych zmian.
Pamiętacie tekst piosenki Agnieszki Osieckiej Szpetni czterdziestoletni?
Choć piosenka doczekała się wielu świetnych wykonań, ja najbardziej lubię interpretację Magdy Umer.
(…) Odczuwamy trochę zgagi po tym życiu
po tym życiu, po przepiciu itp.,
odczuwamy trochę kaca,
że co było to nie wraca
jak ten kochaś, który zginął w sinej mgle.
Odczuwamy trochę żalu,
że tak wcześnie jest po balu
chociaż noga się do tańca jeszcze rwie.
Chce się tańczyć, chce się walczyć,
a tu nagle – panie starszy,
zamykamy, zamykamy tak czy nie.
(…)
No właśnie…
Na szczęście jest jeszcze inny tekst, autorstwa Magdy Umer, zaśpiewany
przez Marylę Rodowicz, ten fragment daje nadzieję:
(…) A na razie kołyszą nas noce
A na razie kołyszą nas dni
Choć już życia, psiamać, popołudnie
Jest cudnie, jest cudnie (...)
Oj,zmuszasz do refleksji...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to dobrze... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń