Potknięcia i drobne wpadki?
Zwykle piszę o trudnych życiowych momentach, czasem o głębokim kryzysie, a dzisiaj o drobnych ale upierdliwych potknięciach, przykrościach, które psują nastrój, braku uprzejmości, niewygodach i sprawach, które może nie stanowią problemu ale uwierają jak kamyk w bucie.
I o tym jak się nie dać.
Na początek przypomnę, by nie brać na siebie emocji innych ludzi:
https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/08/jak-nie-brac-na-siebie-emocji-innych.html
Są sytuacje od nas niezależne, dosyć błahe, mimo to irytujące. Nie zdążyliśmy na tramwaj, a za chwilę mamy spotkanie, zapomnieliśmy o terminie wpłaty i teraz trzeba zapłacić odsetki, wykupili nam coś, co właśnie zdecydowaliśmy się kupić (a zastanawialiśmy się długo), koleżanka odwołała spotkanie, zostaliśmy z upieczonym ciastem (to chyba nie jest dobry przykład, bo jeśli ciasto świetne, rodzina się ucieszy).
Zdarzają się też różne niekomfortowe sytuacje. Upadek na rowerze obok przystanku pełnego ludzi (to ja), zawstydzające chwile kiedy ktoś słusznie lub nie, zwróci nam uwagę. Chwila zażenowania, jak ta, która stała się udziałem pewnej pani przechadzającej się alejką tłocznego centrum handlowego, dół jej spódnicy zaczepił się o torebkę i powędrował tak wysoko, że nie dało się tego zignorować (oczywiście pomogłam). Rozbicie głową szyby w drzwiach osiedlowego sklepu przez znajomego pana lub wysłanie wiadomości do kogoś innego, niż było zaplanowane (to akurat może okazać się poważnym problemem, a nie tylko zwykłym potknięciem).
Byłam również świadkiem sytuacji, gdy pewien mężczyzna utknął w muzeum w kołowrotku, do którego zaprowadziła go wyłącznie ciekawość, w obrotowym przejściu wisiał łańcuch z kłódką, ale jakoś się przecisnął.
Jeśli ktoś chciałby nabrać dystansu do takich sytuacji gorąco polecam wykład Piotra Zielonki na YouTube Schudnij z lenistwa.
Jeżeli problemem jest to, co sobie ktoś o nas
pomyśli, to wiele podpowiedzi znalazło się w moim wpisie Co ludzie powiedzą?
https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/08/co-ludzie-powiedza.html
Dlatego dzisiaj raczej o tym, za pomocą jakich słów i metod Kobieta Zwyczajna radzi sobie z frustracją, zażenowaniem czy zdenerwowaniem. Generalnie wszystkie one sprowadzają się do tematu odpuszczania, o tym też pisałam:
https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/08/co-ludzie-powiedza.html
Odpowiednie słowa i właściwe podejście potrafią czynić cuda.
Można pewne zdarzenia zbagatelizować, wolałabym jednak byśmy świadomie nauczyli się odpuszczać.
Autorka książki Dania Tu mieszka spokój, Sylwia Izabela Schab proponuje, by zastosować pewną duńską filozofię pyt med det - a niech tam, mniejsza o to, jest ona akceptacją codziennych potknięć, którymi nie warto się przejmować.
My mamy swoją własną, iście polską filozofię, której używamy, gdy sytuacja rozwinie się nie po naszej myśli lub nie wiemy, co z tego wyniknie, jakoś to będzie. Równie przydatne może być: trudno, trzeba to trzeba, jest jak jest czy stało się.
W takich chwilach przypominam sobie również reakcję bohatera filmu Notting Hill, który przekonywał przejętą gwiazdę kina, że dzisiejsze gazety wyściełają jutrzejsze kubły na śmieci. Tyle zwykle trwa sensacja, a gdy dotyczy ludzi zwyczajnych, jeszcze krócej.
Rozumiem zażenowanie, to przykre uczucie, które sprawia, że mamy ochotę zapaść się pod ziemię lub zniknąć, ale pomyślmy wtedy o tym, że tego rodzaju sytuacje się zdarzają wszystkim, to ludzkie. Jeśli to możliwe, próbujmy zachować dystans do siebie i swoich potknięć, wtedy przykre zdarzenie ma szansę zmienić się w rodzinną anegdotę.
Ostatnio spotkała mnie taka sytuacja i choć była nieco żenująca, w dodatku mogła skończyć się tragicznie, to już po chwili się z tego śmialiśmy. Byłam z wizytą u znajomych. Mają psa, golden retriver, zwierzak odkarmiony, energiczny ale raczej niespecjalnie ułożony. Mają też taras, duży, z pięknym widokiem na park pełen przechadzających się ludzi. Stałam na tarasie, wychylając się lekko przez barierkę, bo akurat komentowałam jej mizerną wysokość. W tym czasie bestia wzięła rozbieg z końca salonu i skoczyła na mnie, opierając się o moje plecy. Zachwiałam się, zaplątałam w jego łapy i runęłam jak długa, na szczęście nie do przodu (trzecie piętro) przez mizerne barierki, tylko w bok. Oczywiście przy świadkach. Poobijałam się nieco, ale mogło być znacznie gorzej.
Po powrocie do domu opowiedziałam córce o zdarzeniu, śmiała się (ach, te niewdzięczne dzieciaki) a przygodę skwitowała krótko: byłabyś jutro nagłówkiem na Onecie, jako ta, którą pies zrzucił z balkonu, a później dostalibyśmy nagrodę w konkursie najgłupszych śmierci.
Najgorzej chyba jest, gdy czujemy się zawstydzeni, ale stało się, po chwili wszyscy o tym zapomną, albo coś sobie pomyślą, trudno, trzeba iść dalej i starać się nie myśleć o tym cały dzień. Warto zadać sobie pytanie, jakie to ma znaczenie? Co jest tego konsekwencją, czy to faktycznie takie straszne czy tylko straszne w naszej głowie? A gdyby to kogoś innego spotkało? Zajmowalibyśmy się tym długo czy krótko? Czy ludzi, którzy byli świadkami zdarzenia jeszcze spotkam czy już nie?
Po niekomfortowych sytuacjach uruchamiam w sobie taki sprzeciw, że nie dam sobie odebrać swojego dobrego samopoczucia komuś, kto sprawił, że poczułam się … niespecjalnie. Trudno, stało się, ale wystarczy.
W książce 50 zdań, które ułatwią Ci życie, Karin Kuschik proponuje takie zdania:
· O tym, kto mnie złości, nadal decyduję ja.
· Najlepiej będzie, jeśli od razu to sobie wybaczę.
· Lepiej, jeśli nie wezmę tego do siebie.
· Wolę to zlekceważyć.
Bardzo lubię te zdania, zdaję sobie jednak sprawę, że wymagają praktyki i do tego właśnie oraz do poszukiwania własnych metod chciałabym zachęcić.
Jeśli nic nie działa i przykre uczucie jednak z nami zostanie - nie warto z nim walczyć. Przyznajmy przed sobą, że czujemy się zawstydzeni lub zażenowani. Nie lubimy takich sytuacji ale takie momenty także trzeba przeżyć. Można też odwołać się do wcześniejszych doświadczeń, które mówią, że prędzej czy później to uczucie minie. Wtedy trzeba dać sobie czas, jeśli jednak możemy przyspieszyć ten proces, to każdy sposób jest pożądany.
Mieliśmy niedawno gości. Na szczęście nie pili kawy, za to mąż tak. Wypił połowę i pokazał mi kubek, że chyba coś z tym mlekiem nie tak, że chyba jest zepsute. Domyślając się o co chodzi, zapytałam, które mleko wlał do kawy, a on pokazał mi karton z jogurtem pitnym. Wyglądał prawie jak ten z mlekiem, ale wiemy z reklamy, że prawie….
Wpadki zdarzają się wszystkim, nie wszyscy się do nich przyznają, ja tak, to ludzkie. Nie wszyscy też się nimi przejmują, tym akurat nie mogę się pochwalić, muszę nad tym pracować, ale widzę postęp. No i chyba to, co najbardziej może pomóc to dystans do siebie.
Dobrze by było, żeby wszystkie nasze potknięcia można było traktować na wesoło, wiem jednak, że to nie zawsze możliwe. Jeśli już się zdarzą, nie dajcie sobie odebrać dobrego nastroju, przynajmniej nie na długo.
Komentarze
Prześlij komentarz