Jak nie brać na siebie emocji innych ludzi?

Znacie to? Rodzinny poranek, 6.30, wszyscy szykują się do kolejnego dnia, praca, szkoła, wszyscy za wyjątkiem syna, ten wstanie w ostatniej chwili. Mąż chodzi po domu i mruczy, bo jak zwykle nie może czegoś znaleźć, a córka właśnie teraz, o tej porze ma mnóstwo problemów niecierpiących zwłoki. W dodatku ubranie, które ma na sobie jest złe, wolałaby coś innego, głupia pani od matematyki zadała tyle zadań, że wczoraj straciła całe popołudnie, koleżanka z ławki obok jest niemiła, a na śniadanie wolałaby coś innego. Niby nic, codzienność, a jednak po takim poranku czasem człowiek czuje się zmęczony już o 6.30, a dzień się jeszcze nie zaczął. Z opisem oczywiście nieco przesadzam, co zaznaczam, żeby rodzina się na mnie śmiertelnie nie obraziła, ale wszyscy wiecie o czym mówię.

8.00 rozpoczynam pracę, rodzinny poranek za mną, ale właśnie wchodzi szef lub koleżanka z pokoju obok, wyraźnie niezadowolona, a może nawet z pretensją, choć tego do końca nie wiadomo, bo strach pytać, coś jednak jest na rzeczy.

Petent, czy klient albo interesant, w zależności od tego kogo w naszej pracy obsługujemy, także niezadowolony, może też ma za sobą trudny ranek i korzysta z okazji, żeby się pozbyć niechcianych emocji. My jednak jesteśmy profesjonalni, wiec radzimy sobie z osobnikiem z całą uprzejmością na jaką nas stać, choć bez życzliwości, bo na to nas już dzisiaj nie stać. W środku frustracja narasta.

Po południu ma wpaść teściowa z wizytą, NIK, więc szybko trzeba ogarnąć nieład jaki panuje w domu. Teściowa jest hipotetyczna, ta akurat taka, choć wiem, że bywają różne, to może być też ktokolwiek, pozdrawiam wszystkie teściowe. Dzisiaj niezadowolona, tu uwiera, tam strzyka i jakaś taka złomotana. Pytamy czy może kawałek ciasta, albo jeszcze herbatki, uważamy co mówimy i staramy się jak możemy o miłą atmosferę spotkania.

To staranie się wychodzi nam bokiem, bo wieczorem czujemy zmęczenie, nie, nie fizyczne tylko emocjonalne.

Co łączy te wszystkie sytuacje? To, że w każdym z przypadków bierzemy na siebie emocje innych osób, a czasem czujemy się odpowiedzialni za ich samopoczucie. Zauważyłam, że mistrzostwo w tej dyscyplinie osiągają kobiety, choć panów, którzy czują to samo, w żadnym wypadku nie wykluczam.

To kolejna umiejętność, którą posiadłam w stopniu co najmniej zadowalającym. Wiele wody w Wiśle upłynęło do początków mojej pracy nad tym tematem. Jestem w procesie, takie umiejętności przychodzą z trudem. Pracuję nad tym, by oddawać odpowiedzialność za samopoczucie innych, właśnie im samym.

Moje emocje są moje. Córka niezadowolona? Ma prawo być niezadowolona, nikt z nas nie jest wiecznie szczęśliwy. Mąż naburmuszony? Widocznie ma powód, mogę zapytać o co chodzi i czy mogę jakoś pomóc, ale jego emocje są jego.

Szef zły, miota się po biurze? Odruchowo robię rachunek sumienia, wszystko ok., więc mnie to nie dotyczy. Mogę mu tylko współczuć, jak mawiała jedna z moich wcześniejszych przełożonych.

A goście przy rodzinnym stole? Jeśli ktoś ma ten kłopot, wie ile się trzeba napracować, żeby atmosfera była miła, a ciocia A. nie pokłóciła się z wujkiem Z. Tylko, że za atmosferę na rodzinnym przyjęciu odpowiadają wszyscy uczestnicy spotkania.

Zadowalanie innych, nawet jeśli są to nasi bliscy jest ciężką pracą, w dodatku mało satysfakcjonującą, bo trudno o pozytywny rezultat. Dajmy innym prawo do trudnych emocji, niezadowolenia, frustracji, złości, nie bierzmy odpowiedzialności za te uczucia. Tym bardziej, że znam osoby, które się do tego przyzwyczajają. Nie ingerujmy, chyba, że faktycznie naszym zachowaniem do tego się przyczyniliśmy, wtedy oczywiście bierzmy odpowiedzialność za swoje zachowanie.

Warto też pamiętać, że w rodzinie, grupie znajomych czy w pracy nie wszystko zależy od nas. Każdy ma swoje życie, sprawy i emocje.

Nauczyłam się w dzieciństwie uważnie obserwować i jako grzeczna dziewczynka spełniać oczekiwania. To czyni ze mnie dobrego obserwatora, bo często z grymasu twarzy odgaduję, czego ktoś potrzebuje. Czasem widzę więcej niż inni obecni i zdarza mi się spieszyć z pomocą lub realizować oczekiwania zanim ktoś je wyartykułuje.

Od jakiegoś czasu odnotowuję na tym koncie sukcesy, niedawno rano wysłałam do koleżanki wiadomość następującej treści:

„Muszę się z Tobą czymś podzielić, Od długiego czasu pracuję nad tym, by nie brać na siebie nastrojów mojej rodziny, a dzisiaj było co brać i chyba pierwszy raz czuję, że się udało”. 

Najlepiej, żeby nie było czego na siebie brać, ale to niemożliwe, życzę Wam dobrego nastroju, niezależnie od nastroju otoczenia.


 

Komentarze

  1. "Czasem widzę więcej niż inni obecni i zdarza mi się spieszyć z pomocą lub realizować oczekiwania zanim ktoś je wyartykułuje" - te słowa mocno dzisiaj ze mną rezonują, ten nieustanny stan gotowości, żeby zawsze i wszędzie być do potencjalnej dyspozycji INNYCH osób... Masz rację Aniu, to trudna sztuka, żeby nie chłonąć emocji innych osób, zwłaszcza gdy się ma bardzo wysoki poziom "nieokiełznanej" empatii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ w życiu potrzebna jest równowaga, to są tacy, którzy powinni pracować nad rozwijaniem swojej empatii i tacy, którym nie zaszkodzi praca nad jej chwilowym wyłączaniem. Pozdrawiam serdecznie,

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mija rok...

Wieczorny foch, czyli trochę o tym, co pod spodem

Okresowe przeglądy życia

Człowiek w kanapce