Co ze mną nie tak?
Szczęście sprzyja lepszym, zwykł mawiać kolega mojego męża,
a ja w myśli dodawałam, zwłaszcza tym, którzy pochodzą z rodziny dobrze
wykształconych i dość zamożnych ludzi, a do tego odziedziczyli dom po babci.
Nie brakuje niestety osób, które bezrefleksyjnie głoszą podobne banały.
Na przykład taki Pan W. zrobił karierę i ma się całkiem
nieźle, nie wszystko się udało, bo jest po rozwodzie, a jego była żona, nie
wiedzieć czemu, oczekuje od niego zrozumienia sytuacji, w jakiej się znalazła.
W czasie kiedy on realizował się zawodowo, ona pracowała i wychowała dwójkę wspólnych dzieci. Pan
W. uważa, że jej sytuacja jest wyłącznie jej sprawą, bo podobnie jak on mogła
robić karierę, przecież jej nie zabraniał. Nie wnikam w powody, dla których Pan
W. nie ma ochoty zajmować się problemami byłej żony, bywa różnie i zdecydowanie brakuje mi wiedzy, ale samo podejście W. do problemu wiele o nim
mówi. Dla porządku dodam, że sytuację opisałam na podstawie jego relacji, a nie
opowieści „roszczeniowej” żony, jakby się mogło wydawać.
W książce Panie przodem (Wojciech Harpula i Maria Mazurek)
Anna Kowalczyk mówi, że niby mamy takie same szanse, ale niestety nadal nie
mamy takich samych możliwości. Tu w odniesieniu do kobiet, ale myślę, że stwierdzenie
dotyczy wszystkich, niezależnie od płci.
Niby mogłam się zgłosić do konkursu Miss Polski (przy
założeniu, że byłabym nim zainteresowana), ale jestem zbyt niska i mam zdecydowanie
za krótkie nogi, więc dyskwalifikacja nastąpiłaby na starcie. Niby żona Pana W.
mogła robić karierę, tylko widocznie jej się nie chciało, bo zdaniem W. nie
było przeszkód. Zagadnięty o szczegóły opieki nad dziećmi przyznał, że obowiązków
nie mógł z nią dzielić ze względu na charakter pracy (często przebywał poza
domem), ale jego zdaniem żona nie była sama, miała przecież sąsiadów. No i
wszystko jasne.
Potwornie jestem zmęczona tym jawnym lekceważeniem ludzi. Drażnią
mnie mówcy motywacyjni, którzy przekonują, że tylko od nas zależy czy
osiągniemy sukces, przecież to naiwne. Irytują koleżanki, które koniecznie
muszą być najlepszą wersją siebie i ludzie, którzy powtarzają, że jak się nie
rozwijasz, to się cofasz. Żyjemy w świecie, w którym przecież wystarczy tylko
się za siebie wziąć, jakby nie było innych uwarunkowań. No i jeśli jest Ci
smutno, idź pobiegaj, ja ćwiczę codziennie i bardzo mi pomaga.
Nie stać Cię? To znaczy, że słabo się starasz. Nie udało
Ci się spełnić marzeń? Najwyraźniej byłaś zbyt mało konsekwentna. Konsekwencja
jest niezbędna i oczywiście uparte dążenie do celu. No i dlaczego wciąż się
smucisz? Przecież możesz wszystko.
Mąż niedobry? To co Ty dziewczyno jeszcze z nim robisz? Ja
bym go dawno rzuciła. Wciąż opłakujesz małżeństwo? Przecież to gnojek był, nie
ma co go żałować (to akurat może być prawda, ale żal po stracie jest czymś
więcej niż tylko żałowaniem gnojka). W pracy źle się dzieje? Trzeba zmienić
pracę. Nie mają pieniędzy? Niech się wezmą za robotę.
Jakie to wszystko proste. Trzeba tylko zrobić to albo
tamto. I nie brać pod uwagę złożoności człowieka i uwarunkowań. No i najlepiej
być tym lepszym, bo wtedy szczęście sprzyja. Po wysłuchaniu kilku takich wypowiedzi
człowiek ląduje na własnej kanapie i myśli sobie, co ze mną nie tak?
Pytana o to, czy jeżdżę samochodem, odpowiadam, że nie, od
lat mam prawo jazdy, ale boję się jeździć i niestety zdążyłam już zauważyć, że
nie mam do tego predyspozycji. I wiecie co? Jeszcze nigdy nikt nie powiedział, w
porządku, nie każdy musi jeździć samochodem, za to zwykle słyszę, że to przecież
proste, wystarczy wykupić kilka lekcji. Jakby świat się w ogóle nie zmienił i
moje umiejętności nabyte 30 lat temu na radomskich drogach można było odświeżyć
za pomocą kilku lekcji, a następnie ruszyć w podróż po Europie. Co ze mną nie
tak, skoro to takie proste?
I dlaczego ludzie sądzą, że skoro oni mogą to inni też? No
tak, to przecież proste.
Najgorzej jest zaplątać się w środowisko osób, które mają
jakąś umiejętność albo szczególną pozycję społeczną lub zawodową, a przy tym
wyjątkowe mniemanie o sobie i przyznać się do braku powyższego. To uprzejme
zdziwienie wystarczy za tysiąc słów. I wszystko jasne, znowu coś ze mną nie tak.
Czy Wy też zadajecie sobie pytanie, co ze mną nie tak?
Bo jestem przekonana, że z Wami wszystko w porządku, to świat zwariował.
Dobrego dnia!
TAK! TAK! Po stokroć TAK!
OdpowiedzUsuńWielokrotnie miałam podobne spostrzeżenia, jednak nie byłam w stanie tak dobrze ubrać ich w słowa.
Z tego samego powodu "uwielbiam" wyświechtane frazesy tupu: "Każdy jest kowalem swojego losu". No niby jest. Niby to prawda, ale, no właśnie - słowo klucz, czyli to "niby", na które składa się ta złożoność, o której pisałaś.
Bardzo dobry cytat przytoczyłaś: "niby mamy takie same szanse, ale niestety nadal nie mamy takich samych możliwości" - otóż to. Właśnie o to chodzi. Niestety mędrcy od "zmień pracę, jak ci nie wystarcza na życie", "zostaw męża", "przejdź na dietę, to takie proste" tego nie rozumieją.
Mam wrażenie, że mamy bardzo podobny poziom wrażliwości i empatii. Niestety, mam wrażenie, że wielu ludziom jej brakuje.
I chyba właśnie ta wrażliwość powoduje, że w dzisiejszym świecie trudniej nam żyć, bo zwykle czujemy bardziej. Niby rozumiem, że ludzie nie zawsze chcą komuś zrobić przykrość, a jednak często dotykają mnie bezrefleksyjne wypowiedzi. Na szczęście zdarzają się też ludzie, którzy są życzliwi i empatyczni. I mam wrażenie, że tutaj zaglądają właśnie tacy :)
OdpowiedzUsuń