Ojciec roku i zamknięte drzwi
Buddyści mówią, że ostatecznie liczą się tylko trzy rzeczy, ile kochałeś, jak spokojnie żyłeś i w jaki sposób rezygnowałeś z rzeczy, które tak naprawdę nie były Ci pisane.
Od tych słów rozpoczął przemówienie bohater filmu Ojciec
roku i choć w kolejnym zdaniu przyznał, że z dwoma ostatnimi ma problem, to jego zdaniem miłość faktycznie jest warta starania (określenie zapożyczyłam z tytułu znakomitej
książki Justyny Dąbrowskiej).
Lubię ten film, choć muszę zaznaczyć, że nie mam do niego
obiektywnego stosunku, bo oglądaliśmy go w ramach rodzinnego wyjścia do kina,
dlatego niezależnie od treści kojarzy mi się bardzo dobrze. Pamiętam tę wyprawę
również dlatego, że zastanawiałam się, kiedy to się stało, że teraz ja
jestem najniższa w rodzinie? Patrzę na moje dzieci i przypominam sobie chwile,
w których ludzie przekonywali mnie, że dzieci szybko rosną i jeszcze będę
tęsknić za tym czasem. Byłam wtedy młodą i naprawdę niewyspaną mamą. Wspominam
z nostalgią, ale nie tęsknię, natura tak to sprytnie wymyśliła, że dzisiaj na
samą myśl o małych dzieciach czuję zmęczenie i cieszę się, że moje dawno wyrosły
z pieluch. Macierzyństwo niesie ze sobą wiele radości, ale bywa trudne. Sfrustrowana
i zmęczona mama nie należy do rzadkości, niezależnie od wieku pociechy, tylko w
reklamach jest wyłącznie miło, czysto i pogodnie, nie ma się co oszukiwać. I
choć w tym przypadku film skupia się na roli ojca, to u niego też nie zawsze jest wspaniale,
zwłaszcza że do tej pory był ojcem raczej nieobecnym.
Jeśli miałabym krótko powiedzieć, o czym jest Ojciec
roku, to powiedziałabym, że o zmianie, a w zasadzie wielu zmianach i
godzeniu się z nimi. O zamykaniu życiowych etapów i otwieraniu się na nowe.
Jest też o rodzinnych relacjach, i o tym, że nigdy nie jest za późno, by te
relacje próbować odbudować lub choćby poprawić. I jeszcze o tym, że czasem samo
życie wymusza zmianę, o której nawet byśmy nie pomyśleli, i że to może być
całkiem niezła zmiana, choć na początku mamy ochotę krzyczeć pomocy!
Ponieważ obecny rok jest rokiem moich okrągłych urodzin, aż
prosi się o jakieś podsumowania, ale nie mam takiego zwyczaju, ani nawet
potrzeby. Jestem tu, gdzie jestem i mam tyle lat ile mam, co nie znaczy, że to
wciąż ten sam etap mojego życia. Za mną wiele życiowych etapów. Niektóre już
się domknęły, niczym ciężkie drewniane drzwi, zatrzasnęły się i już. Trzymając
się tego porównania, to niektóre nigdy się przede mną nie otworzyły, a na
dobijanie się do nich jest za późno, inne zamknęłam sobie sama, przytrzaskując przy
tym stopę. I są te, które właśnie się domykają. Czy będą jeszcze jakieś? Mam nadzieję,
wciąż jeszcze wiele może się wydarzyć.
Czasem kusi, by poddać się pesymistycznym rozważaniom, że
najlepsze już za mną, taka myśl oczywiście się pojawia, ale czy mogę to
wiedzieć? Mam też inną refleksję, może i za mną, ale nikt mi tego przecież nie
odbierze, a że nie wszystkie drzwi stały otworem, cóż, dojrzałość polega także
na zaakceptowaniu faktu, że w życiu nie możemy mieć wszystkiego. Niezależnie od
liczby lat trzeba dokonywać wyborów, wierzę, że dokonywałam takich, jakie w
danym czasie mogłam podjąć, choć nie wszystkie okazały się słuszne. Głupie
decyzje też mam na koncie i dzisiaj nie rozumiem, dlaczego wtedy wydawały się właściwe,
czyżby właśnie dojrzałość miała coś z tym wspólnego, a może po prostu niekiedy,
niezależnie od wieku podejmujemy głupie decyzje?
Myślę, że na obecnym etapie i tak potrzebuję czegoś
zupełnie innego, pasującego do mnie takiej, jaką jestem dzisiaj. O wielkiej
tęsknocie za tym, co było, nie ma mowy, zwłaszcza, że było różnie i o czym często zapominamy.
Michał Pasterski na swoim blogu zamieścił taką myśl:
Życie nie toczy się tak, jak powinno, ale jest
takie, jak jest. Sposób, w jaki sobie z tym radzisz, stanowi całą różnicę.
Virginia Satir
Myślę o sobie z łagodnością i mam poczucie, że sobie poradziłam,
lepiej lub gorzej, ale poradziłam i chciałabym, by tak pozostało. Zamykanie
etapów może być bolesne, zwłaszcza że często towarzyszy temu lęk o przyszłość. A
jednak przychodzi taki moment, że to konieczność, jak u ojca roku. Nie ma
wyjścia, trzeba iść dalej, co potwierdza Bartłomiej Dobroczyński w rozmowie z
Agnieszką Jucewicz (Tańcząc, rozmowy o kryzysie i przemianie):
A główna teza, którą będziemy forsować w tej
książce, mówi, że lekceważoną przez nas przyczyną zła i powodem naszych
cierpień jest kluczowe trzymanie się tego co było.
Dlatego mnie bardziej zależy na tym, żeby dobre było to, co
nadejdzie.
Trochę tych drzwi jest...
Komentarze
Prześlij komentarz