Co z tym zrobię?

To już kolejna lekcja od Andrzeja Tucholskiego. Pierwsza dotyczyła „zobaczymy”, pamiętacie?  Z dużą satysfakcją i zaciekawieniem obejrzałam występ na TED (YT) dotyczący wysokosprawczości. Z satysfakcją, bo odnotowałam, że część tej lekcji już odrobiłam, z całkiem niezłym skutkiem. Z zaciekawieniem, bo to nieco inne spojrzenie na sprawczość.

Andrzej Tucholski mówi o wszechobecnej epidemii rozpaczy. Zdaniem prelegenta mają na nią wpływ nasze wybory, relacje i emocje.

W owej rozpaczy towarzyszą nam poczucie beznadziei, cynizm i niesatysfakcjonujące relacje międzyludzkie. Wynika to również z tego, że wciąż próbujemy siebie naprawić. Nieustannie szukamy sposobu, miotając się między jednym a drugim pomysłem. Po etapie ciągłego udowadniania swojej wartości, gonitwy, realizacji obowiązków, bycia najlepszą wersją siebie, słyszymy, że trzeba odpuścić, być dla siebie łagodnym, sama Was do tego namawiam. Oczywiście każdy musi znaleźć swoją drogę, to tylko jakaś propozycja.

Tyle że w jednym i drugim łatwo się zatracić, a chodzi o stan równowagi, który pozwoli nam się realizować, ale też wypoczywać, przyjmować na siebie nowe wyzwania, tym razem świadomie, bez gonitwy i pędu, a także bez nadmiernej presji. Tak czy inaczej, pewnych obowiązków nie da się uniknąć, w końcu żyjemy w jakimś społecznym kontekście. Działanie chroni przed gnuśnieniem, dlatego właśnie od czasu do czasu chcę się z Wami czymś podzielić, to jedna z form mojego działania. Jak mówi prelegent, sens płynie z zewnątrz, mamy potrzebę bycia potrzebnymi, dobrze jest się gdzieś realizować, z czegoś czerpać satysfakcję. Dla każdego będzie to oczywiście coś innego.

Co w takim razie proponuje Andrzej Tucholski?

Po pierwsze, łagodność, stabilizację i spokój, bo jednak najpierw trzeba zadbać o siebie, żeby można było podejmować inne działania. Dlatego trzeba znajdować czas na wypoczynek i dawać sobie prawo do gorszego dnia, ale też się mobilizować, kiedy to potrzebne i szukać nowych pomysłów.

Po drugie, sprawczość. To jedno z moich ulubionych słów, choć był czas, gdy nic mi nie mówiło. Obecnie mówi mi dużo, ale nie wiem też, że nie zawsze ją mamy.

Chodzi o ten szczególny rodzaj działania, który od nas zależy. Bo choć przydarzają nam się historie, na które nie mamy wpływu, to jesteśmy sami przed sobą odpowiedzialni, by działać tak, żeby odzyskać dobrostan. Musimy zadbać o swoje życie, sami lub z pomocą innych, we własnym tempie, choćby krok po kroku, kropelka po kropelce.

Nie brakuje osób, które jeśli nie mają na coś wpływu, czują się całkowicie zwolnione z odpowiedzialności za siebie, często nawet nie sprawdzają, czy mają wpływ, tak jest łatwiej. Bywa jeszcze gorzej, tu mam na myśli tych, którym wszystko samo się przytrafia, coś ich spotyka, inni są za to odpowiedzialni, nigdy oni. To wszyscy są źli, oni dobrzy. I nic nie mogą. Mowa o tak zwanym zewnętrznym umiejscowieniu kontroli. A chodzi o to, byśmy decydowali o naszym życiu, na tyle, na ile to w danej chwili możliwe.

A jak to zrobić. Nieustannie zadawać sobie pytanie, co ja z tym zrobię? Stało się, jestem tu, w takiej sytuacji i co z tym zrobię? Niewygodnie mi z czymś i co z tym zrobię?

Ja już od dawna zadaję sobie takie pytanie, w nieco łagodniejszej wersji, co mogę z tym zrobić? Wypisuję lub tylko wymyślam różne opcje i dokonuję wyboru. Staram się mieć wpływ na to, co się w moim życiu dzieje. Choćby tylko na poziomie emocji (to chyba najtrudniejsze), bo faktycznie jest tak, że nie na wszystko mamy wpływ i wtedy możemy tylko nauczyć się odpuszczać.

O odpuszczaniu było tu:

https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/11/moge-to-zostawic-czyli-sztuka.html

A co Wy z tym zrobicie?



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kobieca samotność

Życzliwość, a raczej jej brak

Kobieta zawiedziona

Wiek dojrzały?

Jest coś jeszcze...

Zmagam się...

Co ze mną nie tak?