Pamiętaj, że możesz zareagować. O tym, by nie godzić się na złe traktowanie

Różnie reagujemy na przykrości, których doświadczamy. Próbuję się zastanowić jak sama reaguję. Czasem jest to konsternacja, innym razem złość, zdarzają się łzy, czuję się dotknięta, a nawet upokorzona, a od niedawna staram się reagować odpowiedzią adekwatną do sytuacji. Wiem, że zdarzają się osoby, którym w chwili silnego stresu odbiera głos, mam koleżankę, która biegnie do toalety, znam osobę reagującą silnym lękiem. Ja mam głos, ale nie zawsze mam odwagę go użyć.

Zdarza się, że sytuacja nie jest nagła i zaskakująca tylko trwa przez jakiś czas, a my zachowujemy się jak gotowana żaba. Ile jeszcze ma się zdarzyć, co jeszcze musi się stać, żebyśmy odzyskali głos i powiedzieli, nie, nie zgadzam się?

Wiem, że problem nie dotyczy wszystkich. Mam świadomość, że są na świecie osoby, którym przydałoby się wykonać pracę nad tym, żeby trochę rzadziej używali swojego głosu. Ten wpis jest jednak nie dla nich.

Czasem nie wiemy co powiedzieć, bo sytuacja jest dla nas zaskakująca, nikt nie przygotowuje sobie przemów na każdą okoliczność. Rozumiem, że czasem nie reagujemy z obawy. Ja chciałabym, żebyśmy się przyjrzeli jak często zdarza nam się milczeć, gdy powinniśmy zareagować. Pisząc wprost, chciałabym dzisiaj zachęcić Was do reakcji, uprzejmej ale stanowczej. I nie chodzi tylko o słowną reakcję, ale o reakcję w ogóle.

Na początek pani X., żyje ze swoim mężem prawie pół wieku, całkowicie podporządkowana, ma już swoje lata, nie szuka pomocy, a sytuacja jest bardzo trudna. Jednak zanim do tego doszło pani X. nie reagowała albo reagowała zbyt słabo, powoli przyzwyczajała się do sytuacji, jak wspomniana gotowana żaba. Dzisiaj nie ma siły o siebie walczyć. Bardzo bym chciała, byśmy nie czekali wzorem pani X., jeśli w domu coś nam się nie podoba to informujmy o tym, bo druga strona może sobie nie uświadamiać, że coś nas boli, to wariant optymistyczny. Pesymistyczny jest taki, że również powoli albo bardzo szybko przyzwyczaja się do naszej uległości.

O takiej sytuacji mówi Ewa Woydyłło-Osiatyńska:

Moje doświadczenie psychoterapeutyczne pokazuje jak wiele „kobiet domowych” wcale nie czuje się w tej roli dobrze. Kiedy pracowałam w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, zapraszałam na otwarte zajęcia osoby z oddziału nerwic. Tam bardzo rzadko bywają przebojowe kobiety. Większość jest podporządkowana tradycyjnym wymaganiom, stłamszona przez bliskich, nie mówi własnym głosem, często straumatyzowana różnymi formami przemocy. One lądują w szpitalach psychiatrycznych z depresją, nerwicami i po prostu z nieszczęściem, którego ich system nerwowy nie wytrzymuje. Przebojowa kobieta jak coś jej nie gra, trochę powrzeszczy, tupnie nogą, znajdzie terapeutkę lub coucha, uporządkuje sobie życie i pójdzie przez nie dalej, uśmiechnięta, zadowolona. 

Panie Przodem, Wojciech Harpula i Maria Mazurek

To nie dzieje się z dnia na dzień, powoli krok po kroku ulegamy coraz bardziej, aż wreszcie nie przychodzi nam do głowy, że możemy zareagować. Tak jest z panią X. Po przyjściu do domu z zakupów, mąż prosi ją o pokazanie paragonu, by udowodniła, że faktycznie była na zakupach. Pytam ją:

Nie pokazałaś oczywiście?

Pokazałam – odpowiada zaskoczona, że w ogóle można brać pod uwagę inną możliwość.

Nie chcę obwiniać pani X., bo dobrze wiem, że wpływ na jej zachowanie miało wiele doświadczeń i czynników, ale trzeba przyznać, że nie stało się to bez jej udziału. To bardzo smutne, dlatego reagujmy od razu, nie pozwólmy wrzucić się kotła.

Często to my, kobiety żyjemy dla innych, a czasem wyłącznie po to, by innym żyło się lepiej. Ale to nie reguła. Pan W. na przykład regularnie pada ofiarą przemocy ze strony małżonki. Jest w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo jest mężczyzną, a kulturowo to temat tabu.

Nie zapominajmy, że także jesteśmy ważni, mamy prawo do szczęścia, szacunku i swojego życia, wymagajmy tego od swoich bliskich przyznając im jednocześnie prawo do tego samego.

A gdy już żyjemy tym swoim życiem nie zapominajmy o reakcji, gdy ktoś nadepnie nam na przysłowiowy odcisk. Odzywajmy się, gdy pani w banku jest nieuprzejma, lekarz traktuje nas z góry, a szef na nas podnosi głos. To my sami musimy o siebie zadbać. I nie ma potrzeby wdawać się w awanturę, można zrobić to stanowczo i lodowato uprzejmie.

Co do osób bliskich, warto także przez swoje zachowanie i reakcje uczyć dzieci, że mogą i powinny reagować. Dzieci nie uczą się przez to, co do nich mówimy, ale przez to, jaki dajemy przykład. Dlatego nie bójmy się mówić bliskim o naszych emocjach. I róbmy to w możliwie uprzejmy sposób, bo agresję także widzą.

B. czasem skarży się, że pani od francuskiego nie daje jej czasu, żeby się zastanowiła, tylko zmienia pytanie, zachęcam ją, by powiedziała pani, że potrzebuje chwili na zastanowienie, nie dlatego, by strofowała nauczyciela, ale dlatego, że nauczyciel nie wie, jaki B. ma problem.

M. natomiast, jako nastolatka spotyka się z traktowaniem z góry przez osoby dorosłe, działa to na nią onieśmielająco i trudno jej zdobyć się na reakcję. Zachęcam ją do tego, ale też daję przyzwolenie w domu. Pozostawiam przestrzeń na to, by mogła powiedzieć, nie lubię tego, robisz mi przykrość, nie zgadzam się. Mam nadzieję, że to zaprocentuje, bo w ten sposób poznaje swoje granicę. A gdzie one są? Tam, gdzie zaczyna się dyskomfort. Bądźcie uważni, jeśli go czujecie reagujcie i mówcie o tym.

Zanim stałam się taka „mądra”, testowałam na sobie. Pamiętacie moją wizytę u lekarza. Poprosiłam panią doktor, by rozmawiała ze mną w inny sposób, była nieuprzejma i traktowała mnie z góry. Gdy szefowa podnosiła na mnie głos, powiedziałam, że nie może tak być, że będę się jej bała, bo trudno nam będzie współpracować. A gdy pani woźna w szkole mojej córki zaczęła od podniesionego głosu – odpowiedziałam tym samym tonem, zaczynając od chłodnego proszę pani. Wierzcie mi nie jestem odważna, awanturna też nie i wiele mnie kosztuje zdecydowana reakcja, ale to wtedy, gdy nie zareaguję czuję się źle.

Jeśli jeszcze tego dzisiaj nie potraficie i wolicie przemilczeć sprawę, a później wałkujecie w głowie dlaczego ktoś Was źle potraktował, nie martwcie się, nic straconego. Ja potrafiłam to zrobić dopiero po 40-tce, ale jeśli jesteście młodsze, nie czekajcie z tym aż tak długo. No i zanim to się stało, musiałam przetrawić wiele takich zdarzeń.

Należy z tego wyłączyć przypadki, gdy na takiej zdecydowanej reakcji nam nie zależy, bo wiemy, że ona nic nie da, a tylko pogorszy sprawę. Wtedy lepiej przemyśleć czy ważniejszy jest spokój w relacji na przykład z własną mamą, czy nasz dyskomfort. Są osoby, z którymi nie da się konstruktywnie rozmawiać, nie potrafią lub nie są zainteresowane taką rozmową. Wtedy można jedynie zakomunikować nasze stanowisko i postawić granice, ale czy rozmowa lub kłótnia ma sens, gdy cała sytuacja kończy się przyjmowaniem leków uspokajających, wizytą na pogotowiu lub potokiem łez, a wszystko po to, by przedstawić siebie jako ofiarę całej sytuacji? To czysta manipulacja, lepiej mieć taką świadomość i zważyć, czy naprawdę warto.

Na koniec zdanie, którego używa M., bardzo je lubię:

Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówiła.

Od tego można zacząć.

Dobrego dnia. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mija rok...

Wieczorny foch, czyli trochę o tym, co pod spodem

Okresowe przeglądy życia

Człowiek w kanapce