Czarny kot
Zaprzyjaźniłam się ostatnio z pewnym czarnym kotem, mieszka po sąsiedzku. Przyznam, że nigdy nie miałam kota i niewiele o nich wiem, poza tym, że jak czarny przebiegnie drogę to… No wiadomo nieszczęście, trzy kroki do tyłu, żeby odczynić urok. Jestem dorosła, nawet bardzo dorosła, całkiem wyedukowana i dość świadoma, zatem nie wierzę w przesądy. Tyle teoria, bo jednak gdzieś z tyłu głowy są obecne, no bo dlaczego nie kładę pudełka z nowymi butami na stole, odkąd usłyszałam, że buty na stole to kłótnia w rodzinie. Nie żeby kłótnie w rodzinie były mi obce, bez obuwia na stole także się zdarzają, więc o co chodzi? Zaklinanie rzeczywistości czy raczej przekonania, które ktoś kiedyś nam zaszczepił? A może na wszelki wypadek?
Podobnie z czarnym kotem, niby nie wierzę, ale dlaczego
jak rudy lub biały przebiegnie drogę, nawet tego nie zauważam, ale czarny…
Czarny to zupełnie inna historia, wzbudza niepokój, a przynajmniej daje się
zauważyć.
Jak silne potrafią być przesądy? Niektóre bardzo, nie poddają
się rozsądkowi, no i niemal każdy ma swoje ulubione. Oczywiście nie należy ich traktować
serio, o czym można się przekonać, mieszkając w pobliżu czarnego kota, wtedy to
stworzenie przebiega drogę tyle razy, że nie sposób policzyć. A jednak są wśród
nich takie wierzenia, obok których nie można przejść obojętnie. Jedna z moich
koleżanek z pracy wspomniała kiedyś, że posiada coś na kształt laleczki voodoo
i rozprawia się z nią, a raczej za jej pomocą z osobami, które zajdą jej za
skórę. Byłam co najmniej skonsternowana, no bo skąd taki pomysł? Metoda na
rozładowanie emocji, nieszkodliwe dziwactwo, rodzaj zemsty czy jednak coś
niepokojącego? Nie sposób rozstrzygnąć, ale na myśl o tym, że być może w jakiś
sposób nadepnęłam jej na odcisk, robi mi się co najmniej niekomfortowo. Nieco
upiorne, prawda?
Horoskopy? Niekoniecznie, ale te gazetowe zwykle nie niosą
ze sobą tak negatywnych emocji. Do wróżki natomiast raczej nie odważyłabym się
pójść, choć przecież nie wierzę we wróżby. Ale wierzę, że są na świecie rzeczy
i zdarzenia niewytłumaczalne. Poza tym i to chyba najważniejsze, słowa wróżki
zostałyby ze mną na zawsze, a słowa mają ogromną moc, co do tego, nie mam najmniejszych
wątpliwości. Czyli lepiej nie kusić losu?
Są przekonania, które powtarzamy chyba od pokoleń, pewni
ich słuszności. Kto z nas nie słyszał przestrogi wygłaszanej w trakcie wspólnego
przygotowywania ciasta, nie jedz surowego, bo będzie Cię bolał brzuch. Nigdy
mnie nie bolał, a sama powtarzam to zdanie swoim dzieciom, choć one też twierdzą,
że nigdy nie bolał. Cóż, to chyba na wszelki wypadek, bo gdyby jednak bolał,
mam na swoją obronę stare jak świat, a nie mówiłam?
Przesądy przesądami, mają jakąś historię, niektóre są z
nami od zawsze i choć już nie robią takiego wrażenia, coś w sobie mają, co
sprawia, że nie dają o sobie całkiem zapomnieć. Niemal odruchowo nie przechodzę
pod drabiną i siadam, gdy z jakiegoś powodu muszę zawrócić po wyjściu z domu, a
przecież mam się za osobę racjonalną. Pewnie powinnam zweryfikować to
przekonanie, chyba że potraktuję nieszkodliwe przesądy, jako rodzaj rytuału, no
bo jakoś je muszę potraktować, by wyjść z tego z twarzą.
Przesądy faktycznie nie mają żadnego wytłumaczenia, co
innego przysłowia. Bardzo je lubię, choć nie wszystkie. Mają w sobie pewną
ludową mądrość i może niektóre straciły na aktualności lub przestały być
zrozumiałe, to inne często jednym zdaniem pozwalają opisać rzeczywistość. W
dodatku dodają kolorytu codzienności.
To co z tym czarnym kotem? Wpadł dzisiaj do mojego domu,
chowając się przed deszczem, dał się pogłaskać, uciął sobie drzemkę na kanapie
i wzbudził wyłącznie pozytywne emocje. Co dowodzi, że nie taki diabeł straszny
jak go malują i najlepiej weryfikować swoje przekonania, zwłaszcza jeśli
dotyczą realnych i ważnych spraw, a nie zwyczajnych przesądów.
Więcej i zupełnie na poważnie o przekonaniach było tu:
https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2024/07/przekonania.html
Zwinięty w kłębek
Snuje sen.
Jacek Cygan, Krótkotek
Urocze zdjęcia czarnuszka, plus Twoja urocza postawa zachęciły mnie do zabrania głosu :) Zacznę więc od podziękowania Ci za udzielenie kotu schronienia w ten deszczowy dzień. Za chwilkę zaś z przyjemnością dokładniej przyjrzę się Twojemu kuszącemu księgozbiorowi :)) (mój fetysz!)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że mam taką prywatną teorię głoszącą, jakoby zwierzęta były w stanie widzieć naszą aurę, a co za tym idzie rozpoznać dobrego człowieka. To właśnie często do takich ludzi przychodzą po pomoc. Jakieś dwa lata temu w naszym ogródku niespodziewanie pojawił się szpak z kulawą nogą. Choć regularnie dokarmiamy ptactwo, nigdy jakoś specjalnie nie nawiązaliśmy bliższej relacji z naszymi ptakami, nie oswoiliśmy ich do tego stopnia, by siadały nam na ramionach (przykładowo), czy jadły z ręki. Ten natomiast, w jakże ciężkim momencie swojego życia, zaczął autentycznie na mnie lecieć, za każdym razem, kiedy wychodziłam do ogródka. Sygnalizował potrzebę jedzenia, więc zaczęliśmy go dokarmiać, a on zaczął nam jeść z ręki, zdecydowanie zmniejszył dystans, jaki normalnie występuje przed człowiekiem a ptakiem. Kiedy ozdrowiał, znów oddalił się na bezpieczną odległość, i tak nam podziękował za dobre serce :)
To tylko maleńki fragment mojego księgozbioru, w dodatku w moim małym raju na wsi, gdzie z przyjemnością dzielę się przestrzenią z wszelkimi stworzeniami, choć muszę przyznać, że kret wystawia moje nerwy na próbę. A kot, jak to kot, przychodzi kiedy mu się podoba. Dziękuję za Twój komentarz i historię z oswojonym ptakiem w roli głównej.
OdpowiedzUsuń