Brak mi lekkości

Zima mnie przytłoczyła, nic w tym dziwnego, skoro jak w piosence Jakuba Skorupy (mojej ulubionej Dzień dobry jestem z Polskiod pół roku jest listopad, a ja chciałabym wiosny. Rozglądam się po moich znajomych i szukam choć trochę radości, ale oni też jacyś szarzy i przytłoczeni, miejmy nadzieję, że tylko chwilowo. 

Brak mi lekkości, pogody ducha, pozytywnej energii, optymistycznego spojrzenia w przyszłość i radosnego nastroju. Nie wiem, w jakim stopniu moja ociężałość i niechęć do świata spowodowana jest niesprzyjającą aurą, wiekiem średnim, słabą kondycją po zimie, kłopotami, a w jakim innymi, bliżej nieokreślonymi przyczynami. Zakładam, że wszystkim po trochu. Jak zwykle w takich chwilach boję się, że nie minie i co wtedy? Wtedy się tym zajmę, podpowiada głos w mojej głowie.

A jakby tak nie czekać i sprawić sobie jakiś lżejszy dzień? Czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.

Sama nie wiem. Ostatnio widziałam na warszawskim osiedlu taki oto obrazek. Młoda, ciemnoskóra kobieta, najwyraźniej nie pochodziła z Polski, raczej z zupełnie innej kultury, o czym wcale nie świadczył jej wygląd, wszak kolor skóry nic nie mówi o narodowości. Przez chwilę stanowiła barwny obrazek, bo idąc chodnikiem, radośnie podrygiwała i nuciła sobie, wcale nie pod nosem, tylko dość głośno, zupełnie bez skrępowania, co samo w sobie nasuwało wniosek, że to jednak musi być inna kultura, bo my skrępowanie odczuwamy nader silnie i otwarcie na ulicach nie podrygujemy. Zwykle też nie śpiewamy (u cioci na imieninach bywa się jakoś rzadziej niż kiedyś) i nie uśmiechamy się do siebie, do innych zresztą też nie, co często mi odpowiada, zwłaszcza kiedy jestem w złym nastroju i przeszkadza, gdy poszukuję radości.

Patrzyłam na nią z zachwytem, wywołała na mojej twarzy uśmiech, ale wtedy zawistny los, tak bardzo po polsku podstawił jej nogę i przywołał do porządku, przewróciła się i boleśnie stłukła kolano. Podeszłam zapytać, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuje pomocy, nie znała języka polskiego, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że pochodziła z innej kultury.

Natalia de Barbaro w swoich książkach pisze o lekkoduszności (tak nazywa szczególny stan, w którym jest nam lekko na duszy), o oddaniu pola dzikiej dziewczynce, którą podobno mamy w sobie. Panią Natalię cenię, koncepcja wydaje się słuszna, pomysł fajny, tylko moja dzika dziewczynka jakaś taka mało dzika, ostatnio może nawet lekko ospała. Nie tak łatwo odszukać w sobie tę lekkość i dzikość, zwłaszcza że nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek ją miałam, a w połowie lutego wydaje się to jeszcze mniej prawdopodobne. 

Moje wyobrażenie o dzikiej dziewczynce jest sielskie, biega po łąkach w kapeluszu i zwiewnej sukience, nigdy w pochmurny dzień, zrywa kwiaty, zachwyca się słońcem i poddaje urokowi chwili. Mniej więcej w typie Ewci ze starego filmu Szaleństwa Panny Ewy. Idąc tym tropem, moja dziewczynka też poddała się nastrojowi, tyle że od pół roku jest listopad, więc jaki może mieć nastrój?

Podobnej lekkości w sobie nie znajdę, to pewne, nie będę tańczyć na ulicach ani biegać po łące, dzień dobry, jestem z Polski, to w końcu do czegoś zobowiązuje. Jeśli jednak ktoś z Was ma na to ochotę, gorąco zachęcam i gdybym tylko mogła, patrzyłabym na Was z zachwytem.

Ponieważ jednak mądrość ludowa głosi, że samo się nie zrobi to mimo wszystko, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Bez gwarancji sukcesu oczywiście. Bez nadmiernych oczekiwań, nie wyobrażajmy sobie od razu, że poczujemy tę lekkość, niechby tylko ubyło ciężaru, nie bądźmy zachłanni.

Przydałaby się jakaś wesoła lektura, może pozytywny i zabawny film, kąpiel w pianie (zapędziłam się, niestety mam tylko prysznic), bukiet tulipanów, żółtych albo czerwonych, może kolorowych, czyli jednak kwiaty.

Co jeszcze? Spacer w miłym miejscu, niekoniecznie przez łąkę, wciąż panoszy się luty. Aż mi go szkoda, niemal wszyscy czekają, żeby tylko sobie poszedł. Pogodna myśl, wesoła piosenka, albo lepiej cała playlista, to jednak trochę potrwa, bo jakoś się nie złożyło i będę musiała zacząć od początku, choć pewnie ktoś już taką przygotował, sprawdzę.

A gdyby tak faktycznie zrobić sobie lekki dzień i z premedytacją od rana do wieczora poszukiwać drobinek radości, przyjemności i lekkości? Tamara Łempicka mawiała: nie ma cudów, jest tylko to, co sama zrobisz, to może tym razem zróbmy sobie miły dzień, bo w sumie, dlaczego nie?

Jeśli jednak nie, to pozostaje nadzieja:

https://www.blogger.com/u/0/blog/post/edit/preview/5207527143378704055/806987029877724810

Na taki widok w naturze niestety trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kobieca samotność

Życzliwość, a raczej jej brak

Mija rok...

Co z tym zrobię?

Jest coś jeszcze...

Czego uczą mnie ludzie

Kryzys wieku średniego?