Szklanka do połowy pusta?
Dzisiejsza rozmowa z przyjaciółką uświadomiła mi pewną niesprawiedliwość. Chodzi o przysłowiową szklankę, dla jednych do połowy pusta, dla innych odwrotnie, do połowy pełna. Nie od dziś wiem, że dla mnie do połowy pusta. I nie chodzi o to, że zawsze widzę rzeczywistość w ten sposób, bo dzięki świadomości, że tak mam, staram się spoglądać na świat nieco inaczej. Faktem jednak jest, że mój mózg w pierwszej kolejności widzi to, co mniej pozytywne. Podobnie rzecz ma się ze wspomnieniami. Tu również najpierw głowa podpowiada te złe, przykre czy wręcz żenujące. Niektórzy mają fantastyczną umiejętność wypierania złych wspomnień, fantastyczną głównie dla nich samych, bo otoczenie nie zawsze korzysta. Ja nie mam, przykre momenty pewnie będę pamiętać do końca swoich dni. Wcale ich nie pielęgnuję, nie staram się zachować w pamięci, ani na nich koncentrować, to dzieje się bez mojego udziału. Część z Was pewnie wie, co mam na myśli, pozostałym zazdroszczę.
Właśnie w tym widzę wspomnianą niesprawiedliwość. Wiele można mówić o optymizmie, pozytywnym myśleniu, czy wdzięczności, a jednak kluczowa okazuje się wrodzona umiejętność postrzegania świata przez okulary w nieco żywszym kolorze, niekoniecznie od razu różowym. I choć ciągłe bujanie w obłokach, codzienna beztroska czy niepoprawny optymizm mogą przysparzać wiele problemów, to pewnie znacznie lepiej wpływają na samopoczucie, niestety jak każda skrajność ostatecznie wcale nie muszą być pomocne. Zatem wystarczyłoby tak po równo, tylko jak przekonać do tego własny umysł?
Ten z pozoru błahy problem jest tylko jednym z przykładów, bo pakiet startowy, w który zostaliśmy wyposażeni, może nie rozstrzyga o naszym życiu lecz sprawia, że nie mamy równych szans. To jak z nadmiernym apetytem, czy wrodzoną inteligencją. W tym momencie przypomina mi się fragment książki Justyny Dąbrowskiej Tańcząc, w której psycholog Bartłomiej Dobroczyński w ten sposób odkłamuje pewną mądrość ludową:
Każdy jest kowalem swojego losu, więc nie ma co narzekać. Nawiasem mówiąc, jak słyszę coś takiego, to zawsze przypomina mi się myśl Piotra Ikonowicza, który kiedyś napisał, że taką wiarę najchętniej rozpowszechniają ci, którzy wcześniej odziedziczyli kuźnię.
Wracając do pustej szklanki i skłonności do przywoływania gorszych wspomnień, życie faktycznie bywa różne, a jednak raczej nie mamy wyłącznie złych wspomnień, tak jak nie możemy mieć wyłącznie dobrych, dlaczego w takim razie niektórym zdecydowanie łatwiej stworzyć album z tych gorszych? I czy można coś z tym zrobić?
Czy wystarczy stosować się do porad, które zalecają trening uważności, praktykowanie wdzięczności lub choćby proste narzędzia, jak wieczorny rachunek sumienia, w którym przywołujemy kilka dobrych chwil z kończącego się dnia? Czy poszukiwanie dobrych wspomnień ukrytych w zakamarkach pamięci ma sens? Zdecydowanie tak, ale i tu sprawdzi się wyłącznie realne podejście, bo nie wszystkie wspomnienia muszą przyprawiać o żywsze bicie serca, żeby zasługiwały na miano dobrych.
Ewolucyjnie nasz mózg zajęty jest szukaniem zagrożeń, są mózgi szczególnie biegłe w tej dziedzinie, a my sami często wydatnie pomagamy. Kto z nas nie szukał dziury w całym, nie uprawiał czarnowidztwa albo nie koncentrował się na tym, co przykre? To naturalne i w gruncie rzeczy oczywiste, co nie znaczy, że musimy być aż tak posłuszni. Czasem można się zbuntować i dla odmiany pomyśleć o czymś miłym. Od tego problemy nie znikną, za to może choć przez chwilę będzie przyjemniej?
Nie zawsze się uda, to nie może być przymus, ani konkretna liczba dobrych wspomnień.
Dzisiaj nastrój mam taki sobie, a jednak w ciągu dnia było kilka miłych chwil, które warto przywołać i szczególnie docenić. Jakich? Na przykład wspomniane spotkanie z A., a także to, że w kawiarni w końcu mogłam zjeść ulubione ciasto, to miłe, bo przez jakiś czas nie było go w ofercie. Pogoda była wyjątkowo słoneczna, co o tej porze roku jest nie bez znaczenia. Miałam spokojny i przyjemny wieczór, choć nic szczególnego się nie wydarzyło. Za to teraz uśmiecham się do tych kilku miłych chwil.
Spróbujecie?
Że też Ci się taka malkontentka jak ja trafiła na pierwszy kmentarz!Nie,życie nie jest sprawiedliwe :)
OdpowiedzUsuńMam tak samo jak Ty,żadne coachingi na mnie nie działają,metody odbicia lustra ,manifestacja itd.Widzę wszystko takie jakie jest a nie jakie chciałabym zobaczyć i nic nie może mnie odczarować
W takim razie mam nadzieję, że samo życie przyniesie Ci trochę miłych chwil, na których przynajmniej od czasu do czasu będzie można się skupić. Nie możemy się przecież tak zupełnie poddać. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń