Robię co mogę, czy to wystarczy?

Czy to wystarczy? Czasami nie, ale robię co mogę.

Czy powinnam czuć się rozgrzeszona, również nie, ale nadal mogę zrobić tylko tyle, ile mogę.

To z obszaru perfekcjonizmu. Są w moim życiu takie dziedziny, że nie jest mi obcy, a w zasadzie powinnam napisać, nie był. Teraz gdy się pojawia przyglądam mu się i sprawdzam czy jest konieczny. Zatem czy jestem perfekcjonistką? Nie, nie sądzę. Nie wiem, trzeba by zapytać moich bliskich, choć może lepiej nie pytać. Z pewnością jednak bywam spięta i chciałabym, by to co robię było dobre. Ale tak pewnie ma większość z nas.

Ostatnio rozmawiałam o tym z M. Na sprawdzianie zaskoczyło ją jakieś pytanie i należy dodać, że nie było to pozytywne zaskoczenie, dlatego była nieco rozgoryczona. Mogłam powiedzieć wzorem wielu matek, że powinna była się lepiej przygotować. Ale tego nie zrobiłam. Co powiedziałam? Kochanie byłaś przygotowana, uczyłaś się, włożyłaś w to dużo pracy, znałaś odpowiedź na pozostałe pytania, możesz być z siebie zadowolona. Nie da się przewidzieć wszystkiego, to niemożliwe.

Dlaczego zatem, gdy coś pójdzie nie po naszej myśli, w pierwszej kolejności wyrzucamy sobie, że za mało zrobiliśmy, że powinno być lepiej, więcej, że znowu nie dość. Chciałabym zachęcić do zmiany tego myślenia. Zrobiłam co mogłam, chyba, że nie zrobiłam, to faktycznie dobrze by było wyciągnąć wnioski, bo taka postawa nie może być usprawiedliwieniem dla zaniedbań. Jeśli jednak zrobiliśmy co należy, a mimo to, nie udało się, to może lepiej uznać, że zrobiłam co mogłam.

Nie tak dawno, pewien pan z mojego otoczenia brał udział w procesie rekrutacji. Szalał z emocji. Przygotowywał się długo, stanowisko było zgodne z jego wykształceniem, przebieg drogi zawodowej stanowił atut, a tematyka, którą miał się zajmować odpowiadała jego zainteresowaniom. Tu także starałam się przekonywać, zrobiłeś co mogłeś, jesteś przygotowany, nie na wszystko będziesz miał wpływ, Twoja rola to dobrze się przygotować. 

Wiem, że z perspektywy obserwatora łatwo powiedzieć, ale bywam także po drugiej stronie, no i moim zdaniem lepiej myśleć w ten sposób, niż pozwolić, by wewnętrzny krytyk przekonywał nas, że na pewno się nie uda, bo jesteśmy beznadziejni. Proponuję mu powiedzieć robię co mogę, dopuszczam też bardziej dosadną rozmowę, według potrzeb.

Kolejny przykład, dziewczyna, która zwątpiła w siebie tuż przed obroną pracy dyplomowej. Chciała zrezygnować z pierwszego terminu. Jak ją przekonywałam? Rozumiem, że się boisz, ale uczyłaś się przez ostatnie lata, pracę napisałaś samodzielnie, więc na każde pytanie coś odpowiesz. Doszłaś do tego etapu o własnych siłach, to nie jest przypadek, nie ma powodu byś sądziła, że zupełnie nic nie umiesz. Jestem przekonana, że będzie dobrze, a jeśli nie, to co najgorszego może się stać? Poszła na egzamin, obroniła się i to bardzo dobrze. Cieszyłam się razem z nią.

Kolega, młody nauczyciel, przystępował do awansu zawodowego. Lęk go paraliżował, a przecież to, że podchodził do egzaminu było wynikiem jego pracy i ogromnego wysiłku, który w to włożył, w końcu kiedyś, nie bez powodu, uczniowie wybrali go nauczycielem roku. Byłam przekonana, że będzie umiał odpowiedzieć na pytania. I o tym wszystkim starałam się przekonać również jego.

Nie chcę przez to powiedzieć, że to ja zmieniłam ich sytuację, byłam tylko osobą, która mogła ich wesprzeć, chciałabym Was zapewnić, że racjonalizując taki lęk możemy pomóc sobie sami. Zawsze pozostaje pytanie, co najgorszego się stanie, gdy się nie uda i iście polska filozofia jakoś to będzie.

Zauważmy, że zazwyczaj w naszych przewidywaniach skupiamy się na czarnych scenariuszach, na różowych też nie warto, ale mówiąc sobie: robię co mogę, podchodzę do problemu racjonalnie. Jestem zwolenniczką myślenia zadaniowego i zamiast skupiać się wyłącznie na emocjach, wolę się zastanawiać jak zrobić, żeby było dobrze. Co nie znaczy, że się nie denerwuje czy też nie obawiam. Staram się zachować spokój, bo wtedy lepiej sobie radzę z problemami. Niestety, zdarza się, że jak wszyscy, tracę głowę.

A oprócz tego, żeby robić co można, można też jak w piosence Wojciecha Młynarskiego robić swoje.

Podobną radę daje Stanisław Jerzy Lec:

Czas robi swoje. A ty człowieku?

To skłania do zastanowienia się, co z tego lęku, który dzisiaj przeżywamy zostanie za jakiś czas?

Bywają sytuacje, że nasze zaangażowanie nie wystarczy, bo efekt zależy od współpracy. W książce Karin Kuschnik 50 zdań, które ułatwią ci życie, jest takie ładne zdanie:

Robię co w mojej mocy, ale ma to sens tylko wtedy, gdy i pan to robi.

Można zastosować, gdy bardzo się staramy, ale po drugiej stronie nie ma odpowiedzi lub współpracy.

Na koniec mama trójki dzieci, o której czytałam w jakimś czasopiśmie. Była na spacerze, jedno z dzieci było niesforne, a pewien przechodzień poczuł się upoważniony do skomentowania jej wysiłków i nie był to miły komentarz, staram się proszę pana, odpowiedziała uprzejmie i poszła dalej.

Robić tyle ile można, to zrobić wszystko, na co w danym momencie nas stać.

A jak już ta strategia zawiedzie, można odwrócić kubeczek i zastosować credo tam widoczne, choć jest po słowacku, jestem pewna, że nikt nie będzie miał kłopotu ze zrozumieniem:

Dajce mi šicke pokoj.

I tego Wam życzę, dużo spokoju.


 

Komentarze

  1. Moim zdaniem kobiety często mają taką naturę, że po prostu potrzebują różnego rodzaju porad, dlatego można z nich zaczerpnąć, korzystając np. ze strony https://kobietadoskonala.pl/ . Zwróćcie uwagę na informacje, które można tam znaleźć, bo może akurat znajdą się jakieś wskazówki odpowiednie dla Was. Myślę, że ciekawych rozwiązań tam nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, że do mnie zajrzałaś. Myślę, że dlatego szukamy inspiracji, bo chciałybyśmy mieć dobre życie i cieszę się, że tak jest.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kobieca samotność

Życzliwość, a raczej jej brak

Kobieta zawiedziona

Wiek dojrzały?

Co ze mną nie tak?

Zmagam się...

Kłopoty