Czy kłótnie są złe?
Jestem osobą, która niezbyt dobrze funkcjonuje w konflikcie, pewnie dlatego unikam wszelkich zgrzytów. Niezależnie od tego, kto zawinił, dążę do tego, by szybko załagodzić konflikt.
Czy to źle? Źle, bo zwykle zostaję z negatywnymi emocjami, a raczej zostawałam. Od jakiegoś czasu kłótnie widzę inaczej.
Oczywiście bywają różne rodzaje zatargów. Czym innym jest kłótnia w rodzinie, czym innym w pracy, a jeszcze inaczej reagujemy na spięcia z przypadkowymi osobami. Dzisiaj o kłótniach w gronie bliskich, rodziny i przyjaciół.
Zatem czy kłótnie i konflikty są złe? Nie, podobnie jak złość są sygnałem, że na coś się nie godzimy. Kłócąc się, stajemy w obronie naszych granic i choć oczywiście rozmowa byłaby lepszym rozwiązaniem, nie zawsze emocje na nią pozwalają. No właśnie, emocje, ważne, by nie wyrzucać ich z siebie na oślep, plotąc co ślina na język przyniesie i raniąc siebie nawzajem.
Pewnie wszyscy już zdążyliśmy się przekonać, że można żałować słów wypowiedzianych w emocjach. A ponieważ zgodnie z nauką Ewy Woydyłło - Osiatyńskiej, nad emocjami panuje rozum, to może i w tym wypadku dobrze by było się nim posłużyć. Choć Michelle Obama twierdzi, że jak jest wściekła to rozum nie działa. Jestem przekonana, że czasem naprawdę tak się zdarza, w końcu jesteśmy ludźmi. W wywiadzie z Oprah Winfrey, Michelle mówi też, że na 30 lat małżeństwa, przez 10 nie mogła znieść męża. Choć oczywiście nie należy tego traktować zbyt dosłownie to jednak wspólne życie naprawdę potrafi obudzić mordercze instynkty.
W codziennym życiu towarzyszy nam wiele nieprawdziwych przekonań dotyczących kłótni.
Kto z nas nie słyszał mądrości ludowych w stylu, w dobrej rodzinie nie ma kłótni, szczęśliwe małżeństwa się nie kłócą. Jeśli macie rodzeństwo też pewnie słyszeliście, że starszy albo mądrzejszy, zależy od wersji, powinien ustąpić. Niektórzy zostali wychowani w taki sposób, by nie sprawiać innym kłopotów, mamy wpojone niemal od dziecka, że nie wolno się kłócić. A prawda jest taka, że kłótnie i konflikty się zdarzają, w każdej rodzinie, każdym małżeństwie i niemal każdej relacji, a problemem nie jest awantura, tylko to, co z nią później zrobimy. Czy przechodzimy nad nią do porządku dziennego, przegadujemy sprawę, spokojnie staramy się wyjaśnić, robimy wyrzuty, obrażamy się lub nawet nie odzywamy przez 3 miesiące.
Panowie prowadzący podcast Jacek ze Śmiechem twierdzą, że kłótnia małżeńska jest jak występ zespołu rockowego, trzy nowe kawałki, a później stare, dobre pieśni. I chyba coś w tym jest.
Temperatura konfliktu zależy również od różnic kulturowych. Mam koleżankę, Polkę, która jest żoną Włocha i mimo, że są ze sobą od wielu lat, ona wciąż nie może przywyknąć do tego, że chwilę po naprawdę „włoskiej” awanturze, jej mąż ze spokojem pyta, czy napije się kawy.
To powoduje, że ona jeszcze bardziej się wścieka, bo po polsku trawi, co się wydarzyło, a jej włoski mąż tuż po tym, jak wyrzucił z siebie nagromadzone emocje, chciałby się z nią napić kawy.
Każdy ma swój sposób na odreagowanie i rozwiązanie konfliktu. Ważne, by to odpowiadało obu stronom i nikogo nie raniło.
Zatem co możemy, a czego nie powinniśmy robić?
To znowu zależy od tego jak reagujemy w kłótni. Nie warto jej unikać za wszelką cenę, konfrontacja czasem jest konieczna. Dlaczego nie warto? Bo nagromadzone w nas emocje albo zmienią się w żal, albo wyleją się w najmniej odpowiednim momencie.
Przy okazji tematu dobrej rozmowy
https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/05/przepis-na-lepsza-kotnie.html
wspominałam, że jeśli ktoś nas nie chce wysłuchać, nie ma co się przy tym upierać. Lepiej zakomunikować, czego potrzebujemy i nie dać się wciągnąć w bezsensowną przepychankę.
Jest takie przekonanie, że nie wolno się kłócić przy dzieciach, że należy wszystkie konflikty przed nimi ukrywać. Nie podzielam tego zdania, naturalnie to zależy od tego, jak wyglądają kłótnie w domu i o co się kłócimy, ale problemy to część naszego życia. Lepiej uczyć dzieci radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych, a także tego co zrobić, gdy coś się w życiu wydarzy, niż chronić je za wszelką cenę, bo później w obliczu kłopotów są bezradne.
Pokazujmy im, że ludzie czasem się kłócą, czasem chwilowo nie lubią, ale potrafią także przyznać się do błędu, przeprosić, wyjaśnić nieporozumienie, rozmawiać i brać odpowiedzialność za rozwiązanie problemu. Pokażmy, że kłócąc się, można szanować potrzeby drugiej strony i samemu stawiać granice. Na przykład, gdy któryś z domowników, po kłótni, ma potrzebę ochłonięcia w swojej własnej przestrzeni, uszanujmy to.
A co z reakcjami po kłótni? Czy dobrze jest przejść do porządku dziennego i napić się kawy, jak chciałby mąż mojej koleżanki? Tylko jeśli obydwojgu to pasuje. Niektórzy wykrzyczą wszystko i jest ok, inni potrzebują w spokoju wyjaśnić sytuację. Jeśli czujemy, że przesadziliśmy, warto przeprosić, nie warto natomiast chować urazy. Zdarza się, że mamy do czynienia z domowym ogrodnikiem, który w swoim ogródku nienawiści pielęgnuje urazy, gromadzi je i dorzuca kolejne kamyczki, a stąd już niedaleko do przekonania, że wszyscy są źli, a ogrodnik jest ofiarą (choć dawny żart głosił, że to ogrodnik zabił).
Chyba najgorsze, co można zrobić to karać swoją rodzinę długotrwałym milczeniem. Znam i takie przypadki. Dlatego warto postawić granice i uzgodnić z bliskimi, jakich reakcji i zachowań w rodzinie nie akceptujemy, a następnie starać się respektować ustalone zasady.
Nie każda kłótnia musi być problemem, to normalne, że się złościmy, na chwilę obrażamy, czujemy się dotknięci, ale nie warto tracić energii na pielęgnowanie urazy.
Oczywiście
są i takie awantury, które nie mieszczą się w akceptowalnych granicach i wymagają interwencji, na przykład w związku z
przemocą, to jednak temat dla specjalistów, bo oprawców żadne słowa nie
przekonają.
Mimo wszystko życzę jak najmniej powodów do kłótni.
Kolejny rysunek M., bardzo dla mnie ważny, bo przygotowany specjalnie dla mnie.
to prawda, że bywają w życiu takie sytuacje, iż czasem komuś trzeba porządnie wlać, lub w ramach działań zastępczych zdrowo opieprzyć, ale to nie znaczy, że popieram przemoc, a w związku uważam ją za praktykę niedopuszczalną... no, cóż, taki gust, a o gustach... wiadomo...
OdpowiedzUsuńw obecnym związku pokłóciliśmy się tylko raz, dawno i nieprawda... w poprzednim też tylko raz, a druga kłótnia była już ostatnią... dalsze sięganie do archiwów pamięci już sobie daruję, ale też było tego tyle co nic, więc ów związek również uważam za udany... oczywiście brak kłótni nie jest jedynym, dostatecznym warunkiem udaności związku, ale na pewno koniecznym... nie po to jestem w związku, aby się w nim nawzajem katować...
ale...
nie każda kłótnia jest kłótnią, mimo że dla osoby trzeciej na taką wygląda... bywają udane związki ze znakomitą komunikacją, ale styl tej komunikacji jest "a la Rodzina Bundy'ch"... dla kogoś z zewnątrz może to być przerażające, ale nie jemu osądzać, jak jest naprawdę... komunikacja "a la Rodzina Bundy'ch" to takie słowne BDSM, które jak wiadomo nie jest przemocą, tylko zabawą w przemoc... co zaś ciekawe, to pary uprawiające BDSM /także to słowne/ wcale (prawie) się nie kłócą, a o realnej przemocy w ogóle już mowy nie ma...
za to gdy już do realnej kłótni dojdzie, to jeśli mimo tego związek nadal trwa, a surmy bojowe są już schowane w szufladzie, to warto wtedy poważnie pogadać o sensowności bycia ze sobą...
p.jzns :)
Stanowczo protestuję przeciwko laniu kogokolwiek.
Usuńwidzę, że zdanie tyczące się lania zrobiło taką karierę, że reszta tekstu stała się kompletnie nieistotna i wręcz zbędna...
Usuńno cóż... czasem tak bywa... na przykład na ważnym meczu piłkarskim ktoś zgubił portki i cała publika gada potem tylko o tych portkach... okay, ale co z meczem?... jaki był wynik?... a to był w ogóle jakiś mecz? LOL...
Oj , temat rzeka, ile osób tyle prawd:) Ciekawie to napisałaś...chyba nie umiemy uwalniać za bardzo emocji i stąd różne kłótnie..
OdpowiedzUsuńPozostaje zaopiekować się swoimi emocjami, niestety to także nie zawsze nam wychodzi. Dziękuję za Twój komentarz. Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuń