Jak reagować na chamstwo?

Na to pytanie właśnie nie znam odpowiedzi. Mam z tym kłopot, chamstwo zwykle mnie zaskakuje i pozbawia wszelkich argumentów. Nie brakuje go na polskich ulicach, a i tak nie można się przyzwyczaić.

Jest taka mądrość ludowa, nie dyskutuj z idiotą, bo Cię sprowadzi do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem, sądzę, że w sprawie chama także może mieć zastosowanie.

Pewnego pięknego, letniego dnia wracaliśmy ze sklepu wiejską drogą na Polesiu. Okoliczności przyrody wspaniałe, dzień piękny, bezchmurny, godzina przedpołudniowa. Droga bez pobocza, ruch nienachalny, samochód pojawia się z rzadka. Szliśmy we trójkę, grzecznie, zgodnie z przepisami, lewą stroną ulicy, blisko krawędzi. Jadący z naprzeciwka samochód zaczął migać światłami, ale nie zwalniał, uskoczyliśmy na trawę, wylądowaliśmy w przydrożnych krzakach, samochód z piskiem zatrzymał się, pani siedząca po stronie pasażera ryknęła: „Nie widzicie, że samochód jedzie?”. Okazało się, że za nami także jechał samochód, po to jednak przepisy nakazują chodzenie lewą stroną, żeby widzieć ten, który nadjeżdża z przodu. Nie przewidzieliśmy, że chwilowe zwolnienie prędkości jest poniżej godności państwa w nadjeżdżającym aucie. Odpowiedzieliśmy, że owszem widzimy. Pani zaczęła krzyczeć jak na bazarze. Mąż zapytał czy powinniśmy zejść do rowu? Na co pani, z całym przekonaniem powiedziała, że tak. I wtedy dopiero się rozkręciła. 

W takich sytuacjach jestem bezradna. Nawet, gdyby pani dopuściła kogokolwiek do głosu, nie wiedziałabym co powiedzieć. Powinny być specjalne lekcje dla takich jak ja. Być może faktycznie mieszkając chwilowo w Belgii przywykłam do uprzejmości kierowców, choć i tu zdarzają się odstępstwa od reguły, ale też muszę uczciwie przyznać, że z podobnym zachowaniem nie spotkałam się także w Polsce. Rozumiem, że po Pani stronie mogło być prawo, ale czy ludzka życzliwość też? I czy egzekwowanie tych praw wymaga wrzasków i wyzwisk? Dlaczego niektórym łatwiej zatrzymać samochód, wykrzyczeć swoje emocje niż spokojnie zwolnić i wyminąć pieszych?

Chyba nie ma osoby, którą ominęły podobne doświadczenia. Czasem wystarczy stanąć w kolejce w pobliskiej przychodni. Zatem dlaczego z wiekiem nie pojawia się odporność na takie sytuacje, tyle lat doświadczeń na nic?

Niekiedy mamy do czynienia z paradoksem, „kulturalny” wandal. Miałam wątpliwą przyjemność spotkać takiego osobnika w pociągu relacji Koluszki-Warszawa, przyjemność a jakże, bo mogłam spotkać takiego bez kultury.

Pora była nocna, skład niemal pusty. Siedzieliśmy z mężem jak Bóg przykazał w wagonie pociągu osobowego i przysypialiśmy. Z tego stanu wyrwały nas zbliżające się odgłosy tłuczonego szkła. Drzwi otworzyły się z impetem, do wagonu wszedł młody, rosły mężczyzna z kijem bejsbolowym. Zamarliśmy w przerażeniu i oczekiwaniu na rozwój wypadków. Na nasz widok młodzieniec zatrzymał się, powiedział uprzejmie dobry wieczór, spokojnie przeszedł do kolejnego wagonu, z którego ponownie usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Wandal, nie powiem, ale z „kulturą”.  

Nie możemy oczekiwać, że wszyscy będą nas lubić, powinniśmy jednak oczekiwać szacunku. Rzecz w tym, że nie każdy rozumie ten punkt widzenia. I na to właśnie nie mamy wpływu.

Ludzie są jacy są i raczej ich nie zmienimy, jeśli sami nie będą tym zainteresowani. Dlatego wyznaję zasadę, że jeśli zmieniać to siebie, swoje podejście, zachowanie, oprzyrządowanie do walki z takimi osobnikami.

Podobno jesteśmy sumą naszych doświadczeń, jakie doświadczenia musieli zebrać bohaterowie moich opowieści, że doszli do takiego etapu?

Nie należy zapominać, że choć z jednej strony jesteśmy my (mam nadzieję, że to ta właściwa strona), często w ciasnym gorsecie dobrego wychowania lub choćby elementarnej kultury i uprzejmości, z takimi, a nie innymi doświadczeniami, zazwyczaj z bazowym poziomem życzliwości. Z drugiej w skrajnych przypadkach socjopata, który nie ma zdolności do refleksji. Może się zdarzyć także psychopata (moja córka gromadzi w swojej pamięci ciekawostki, dodam, że często zbędne z punktu widzenia matki, o niektórych wolelibyście nigdy nie usłyszeć, zapewniam Was), podobno statystycznie każdy z nas w swoim życiu mija na ulicy 7 morderców. Oczywiście pomiędzy tymi dwiema skrajnościami jest szeroki wachlarz osobowości, jednak to właśnie zderzenie skrajności powoduje chyba największą konsternację, przynajmniej u jednej ze stron.

Nauczycielka mojej córki, gdy ta była w 3 klasie szkoły podstawowej, udzielając informacji, powiedziała mi, że M. nie potrafi się rozpychać łokciami. Długo się zastanawiałam czy to dobrze czy źle i jak ją tego nauczyć. Zrozumiałam to niestety dopiero kilka lat później. Ponieważ często sami byliśmy w ten sposób wychowywani, uczymy nasze dzieci, że powinny być grzeczne, (o zgrozo) posłuszne, miłe. Teraz wiem, że należy o tym inaczej pomyśleć.

Proponuję podejść do sprawy w ten sposób, że ludzie są różni i nasza komunikacja i relacje także powinny być różne i  zależne od ich zachowania. W przeciwnym wypadku jesteśmy bezradni w zderzeniu z arogancką panią lub niemiłym gburem, nie wspominając o gatunku takim jak pospolity cham. A chyba właśnie o to w tym przypadku chodzi, żebyśmy nauczyli się poruszać pośród takich ludzi i żeby nie odbywało się to kosztem nas samych.

Dlatego pora otrząsnąć się z szoku, jeśli nam się chce i potrafimy, należy powiedzieć co faktycznie myślimy, a jeśli wolimy nic nie mówić, zlekceważmy osobnika, nie bierzmy na siebie, róbmy swoje i nie dajmy sobie zepsuć nastroju. Choć w tych przypadkach opisane przeze mnie metody niebrania na siebie emocji innych ludzi, zawiodły na całej linii, tu link do wpisu:

https://annakobietazwyczajna.blogspot.com/2023/08/jak-nie-brac-na-siebie-emocji-innych.html

Artysta Tadeusz Dominik tak mawiał do żony, gdy ona się denerwowała, na innych, czasem właśnie na kierowców: 

Nie hoduj sobie wrzodów żołądka, nie zwracaj na nich uwagi, to nic nie pomoże, nic temu co robi źle, on nawet nie wie, że ty cierpisz, on to robi, bo inaczej nie umie, i koniec.

Opowiedział o tym w książce Justyny Dąbrowskiej Miłość jest warta starania.

I to chyba niezła propozycja.  

Na koniec fragment wiersza Tadeusza Różewicza List do ludożerców

Kochani ludożercy

nie zjadajmy się Dobrze

bo nie zmartwychwstaniemy

Naprawdę

Obyście spotykali na swojej drodze wyłącznie życzliwych ludzi.  Dobrego dnia.


 


 

 

Komentarze

  1. Tak, w teorii wszystko jest proste, ale krew nie woda i najczęściej włączają się emocje i u nas.
    Po czasie to inaczej wygląda, ale w danym momencie...
    Nie jesteśmy mnichami o wyższym stopniu świadomości, by kontrolować wszystkie emocje.
    Z chamstwem i głupotą tez mam problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli raczej nie nastawiać się, że kiedyś będę sobie lepiej w tym temacie radziła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałabyś sama zejść do poziomu chamidła...a chyba tego nie chcesz?

      Usuń
    2. Zdecydowanie nie chcę. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kobieca samotność

Życzliwość, a raczej jej brak

Kobieta zawiedziona

Wiek dojrzały?

Co ze mną nie tak?

Zmagam się...

Kłopoty