Życie powinno być dobre
Kiedy miałam grubo ponad 40 lat usłyszałam te słowa od
terapeutki. Cóż za oczywistość, a jednak w kontekście moich doświadczeń, to
prawie odkrycie. Miałam za sobą trudny czas. Nie czułam się wyjątkowa. Wiele
osób w tym wieku ma za sobą jakiś trudny czas. Nie wiedziałam też, że to nie
koniec, prawdę mówiąc był to zaledwie początek wielkich kłopotów, małych trosk
i koniecznych zmian.
Pisząc trudny czas, miałam na myśli taki, w którym sobie
nie poradziłam, z życiem, problemami i ze sobą. Za to trwałam na stanowisku, że
daję radę, a miarą dawania rady był poziom akceptacji tego, co nie powinno być
akceptowalne. Tyle że w moim odczuciu było. Praca, którą wykonywałam była
akceptowalna, relacje z bliskimi też, dom rodzinny również i oczywiście, to co
czułam. Do wytrzymania, więc było nieźle, prawda?
Pani Agnieszka z właściwą sobie życzliwością powiedziała:
Pani Aniu, życie powinno być dobre i
satysfakcjonujące, a nie tylko akceptowalne.
To był początek odkłamywania siebie i wszystkiego w czym
uparcie tkwiłam. Początek poszukiwań, zaglądania tam, gdzie do tej pory nie
miałam ochoty zaglądać.
Tak mogłaby się zaczynać historia wielu kobiet, zwłaszcza
tych wychowywanych w słusznie minionych czasach PRL-u. Kobiet, które nauczyły się
milcząco znosić lekceważenie, unieważnianie, a czasem przemoc. Dla mnie
trwanie w niewygodnej sytuacji było całkiem naturalne, akceptowalne. Zatem
trwałam w pracy i w relacjach, które mnie nie satysfakcjonowały, w życiu ze
zbyt ciasnym warkoczykiem i najważniejsze, w swoim własnym udręczeniu.
Nie będzie to kolejna opowieść o satysfakcjonującej drodze
do siebie, udanej metamorfozie albo zmianie, po której ja cała na biało jestem
świadomą, szczęśliwą i spełnioną kobietą. Nie będzie to też pełna smutku
historia cierpienia i bólu. To raczej zapis poszukiwań, obserwacji, prób,
błędów, trafnych i mniej trafnych wniosków i ważnych słów, bo to one grały
pierwsze skrzypce w czasie, w którym słowo „akceptowalne” przestało wystarczać
i należało je zastąpić innymi.
Słowa, które do nas przychodzą mogą mieć niezwykłą moc.
Trzeba je tylko usłyszeć. Jestem czujna, gromadzę je, zapisuję, oglądam z
każdej strony, jedne pomagają, inne dają do myślenia, kolejne pozwalają
zrozumieć. Dzielę się nimi z życzliwością, wsparciem i zapewnieniem, że jest
więcej kobiet po przejściach, zmęczonych matek, sfrustrowanych żon,
niezadowolonych pracownic, smutnych kobiet doświadczonych przez los,
rozżalonych sióstr i dziewczyn, które czasem tylko starają się utrzymać na
powierzchni, kobiet zwyczajnych, a jednak wyjątkowych. Kobieta zwyczajna to ja.
Nikogo nie będę przekonywać, że moje słowa odmienią czyjeś
życie, bo tak nie będzie, ale można je wykorzystać do własnych celów.
Komentarze
Prześlij komentarz