Kobieta nieistotna?
Mam w sobie pewien rodzaj niezgody. Okazało się, że nie tylko mnie ten problem uwiera, bo pojawiło się ostatnio kilka publikacji dotyczących „nieznaczności” i wartości „zwykłego” życia.
Współczesna kultura tak to jakoś urządziła, że miarą życiowej satysfakcji
stał się wyłącznie sukces, oczywiście taki, który ma wymiar materialny, choć w
cenie jest również popularność i wysoka pozycja na drabinie społecznej. W
sukcesie nie ma nic nagannego, zwłaszcza jeśli został okupiony ciężką pracą.
Kłopot w tym, że w dzisiejszych realiach ktoś, kto go nie odniósł, automatycznie
stał się kimś, kto sobie nie radzi lub osobą nieznaczną, mało istotną,
nieatrakcyjną. Media, zwłaszcza społecznościowe proponują wiele szybkich
sposobów na sukces i przekonują, że ten jest w zasięgu ręki. Koniecznie należy
po niego sięgnąć, najlepiej kupując kolejny poradnik, kurs lub dostęp do
wykładu. Sam twórca jest żywym dowodem na to, że jego metoda działa. To pewnie
możliwe, ale w ilu przypadkach?
Tymczasem świat jest pełen ludzi, którzy żyją „zwyczajnym” życiem, zaryzykuję
stwierdzenie, że tak właśnie żyje większość. Część pewnie marzy o spektakularnych
osiągnięciach, ale inni niekoniecznie, a są i tacy, którzy nie mają czasu się
nad tym zastanawiać, bo ich głowy zajęte są poszukiwaniem sposobów, jak związać
koniec z końcem.
Kłopot w tym, że jeśli nie masz się czym pochwalić, jesteś mało
interesujący, zwłaszcza w pewnych kręgach. Jeszcze mocniej problem dotyczy
kobiet, szczególnie tych, którym zdarzyło się „siedzieć” w domu, bo praca
opiekuńcza, którą wykonują, nie jest dostrzegana, a niektórzy nawet nie uznają
jej za pracę. I tylko te dziewczyny mają poczucie, że żyją po to, by innym żyło
się łatwiej.
Oprócz kobiet, których udziałem stał się społeczny awans, są te, które
pracują zawodowo, nie zajmują jednak szczególnie eksponowanych stanowisk, a ich
zarobki nie pozwalają na wystawne życie, czy to znaczy, że im też się nie udało?
Niekoniecznie, sukces w kategoriach wyłącznie materialnych i prestiżowych nie
jest jedynym, który daje życiową satysfakcję.
W którym momencie „zwykłe” życie stało się mniej wartościowe czy wręcz nieistotne?
I dlaczego tylko jeden konkretny model jest tym uznawanym? W zasadzie wiadomo dlaczego,
lansowany model życia napędza konsumpcję i sprawia, że nigdy nie mamy dość.
Z jednej strony są ludzie sukcesu, z drugiej „przegrywy”, a pomiędzy nimi
ci, którzy próbują sprostać, czasem za wszelką cenę. Czy stąd epidemia
beznadziei, smutku, depresji, wypalenia i lęku? Być może. Przestały mieć
znaczenie jednostkowe pragnienia, mimo pozornej różnorodności należy się
dopasować. A przecież nie jest tak, że wszyscy mogą żyć tak samo, co więcej niektórzy
świadomie rezygnują z zawodowych awansów, uważając, że koszt byłby zbyt wysoki,
wolą mniej ale spokojniej. Nie wszyscy mają predyspozycje, umiejętności i
warunki. I w końcu czasem życie jakoś nie chce się wystarczająco pomyślnie
ułożyć.
Wracając do kobiet, dzisiejsze oczekiwania wobec nich są naprawdę wysokie.
Deborah Levy w książce Koszty życia pisze o roli matki, a przy tym
wspomina o neopatriarchacie XXI wieku:
On wymagał, abyśmy były bierne, lecz ambitne,
matczyne, lecz kipiące erotyczną energią, poświęcające się lecz spełnione –
miałyśmy być Silnymi Nowoczesnymi Kobietami, podlegając jednocześnie wszelkiego
rodzaju upokorzeniom – i ekonomicznym, i rodzinnym. Nawet jeśli przeważnie
wszystko wywoływało w nas poczucie winy i tak nie byłyśmy pewne, co właściwie
robimy źle.
Poczucie winy, nieodłączny towarzysz matki, zwłaszcza dobrej, złe nie
zawracają sobie głowy takimi błahostkami. Jednocześnie diagnoza, którą stawia
Debora Levy, jest kolejną wysoko zawieszoną poprzeczką, do której społecznie
powinnyśmy doskoczyć. Tyle że nie da się sprostać wszystkiemu, zwłaszcza że to
nie koniec oczekiwań. Agnieszka Dauksza w publikacji Ludzie nieznaczni.
Taktyki przetrwania, ujęła je w następujący sposób:
Zgodnie z tą logiką obywatele powinni podążać za zewem
swoich hormonów, ale tylko pod warunkiem, że wiedzie ich prosto do uzgodnionego
celu, jakim są emancypacja, awans, praca i reprodukcja.
Rzecz w tym, że:
Kumulacja, rozwój, awans i emancypacja majaczą na
horyzoncie, do którego nie sposób dotrzeć. Między innymi dlatego, że ten
horyzont ciągle się oddala – to, co zostaje osiągnięte, przestaje jednostce
wystarczać, rosną też oczekiwania i presja otoczenia.
Agnieszka Dauksza, Ludzie nieznaczni. Taktyki przetrwania
Przypominam sobie swoją babcię, była chłopką, wraz z dziadkiem mieli
gospodarstwo i gromadkę dzieci, jej codzienność wypełniało dbanie o innych,
krzątała się od świtu do zmroku, to „krzątactwo” było tak naprawdę niezwykle
ciężką i bardzo potrzebną pracą. Czy ktoś jej kiedyś powiedział dziękuję? Tego
nie wiem, wiem natomiast, że praca, którą wykonywała była wartością, a jej
życie, choć z dzisiejszej perspektywy mało znaczące (w końcu nie odniosła
sukcesu, świat o niej nie usłyszał, nie dorobiła się) niezwykle istotne, bez
niej nie byłoby tego domu. Babcia nie miała wyboru. My na szczęście czasem
mamy. I wiele z nas dąży do pewnej życiowej równowagi, w której poza byciem w
głównym nurcie są jeszcze inne drogi i wszystkie mogą być dobre.
Zwyczajna? Tak. Nieistotna, nieznacząca? Nie. I chciałabym, by żadna z nas
nie musiała się tak czuć. Sprawczość jest pożądana i ważna, ale nie jesteśmy wszechmocne,
a w życiu bywają różne etapy.
Komentarze
Prześlij komentarz