Konflikty wewnętrzne
Wspaniale byłoby być tak spójnym jak to tylko możliwe, w idealnym świecie mogłabym zawsze mówić, robić i myśleć to samo. Jeszcze lepiej byłoby nie walczyć ze sobą i nie doświadczać wewnętrznych konfliktów. Na poziomie fundamentalnym owa spójność jest dla mnie istotna i dlatego są chwile, w których nie godzę się na żadne kompromisy. Niestety to tylko chwile. Na co dzień rzecz ma się zgoła inaczej, bo w tych codziennych, często błahych sytuacjach popadam w konflikty wewnętrzne, świadomie lub nie. Mam obawę, że częściej nieświadomie, co generuje złość, psuje humor lub choćby tylko powoduje rozczarowanie.
Popadam w konflikt wewnętrzny, kiedy zgadzam się na wizytę
u znajomych, w których towarzystwie się męczę, no ale jak z tego wybrnąć? Znamy
się przecież tyle lat, tylko, że miałam już nie robić tego czego nie chcę. Tyle
teoria.
Popadam, kiedy mając zły humor czepiam się pozostałych
domowników, bo wtedy siebie nie lubię, a jednak to silniejsze ode mnie. I
często wiem, że to robię, nawet mam na to usprawiedliwienie, wtedy denerwuje
mnie to, co denerwuje zwykle, tylko mając lepszy nastrój przymykam oko.
I popadam w kolejny konflikt, bo nie powinnam przymykać
oczu tylko wyjaśnić sprawę.
Popadam, kiedy mówię tak, a chciałabym powiedzieć dajcie mi
dzisiaj święty spokój.
Popadam, kiedy doskonale wiem, że powinnam wstać z kanapy,
ale ona ma szczególną moc przyciągania.
I wtedy, gdy oszukuję samą siebie, że od jutra nie sięgam
po słodycze. Stop. Nie oszukuję, przecież w to wierzę i mam taki głęboki zamiar
tylko nie zawsze potrafię wytrwać, co oznacza, że popadam w kolejny konflikt.
Popadam, kiedy poirytowana muszę siebie przekonywać, że
skoro tyle zapłaciłam za usługę to mogę ją zareklamować.
I wtedy, kiedy znowu mam nadmierne oczekiwania, a miałam
już nie mieć.
Także wtedy, kiedy czuję się sfrustrowana jako matka lub
żona, nie mówiąc o frustracji, którą czasem czuję próbując się porozumieć z
nastolatką.
I kiedy tłumaczę sobie, że mam już 50 lat i powinnam lepiej dbać o własne sprawy.
Także wtedy, kiedy wiem, że należy zrobić więcej, a nawet
bardzo bym chciała zrobić więcej, ale nie potrafię, bo są powody dla których
mogę zrobić tylko tyle.
Popadam, kiedy utykam w przeszłości, a miałam być tu i
teraz.
Popadam, kiedy widzę, że to czego się nauczyłam, świetnie sprawdza
się w teorii, a w życiu to różnie.
I jednocześnie myślę sobie, że gdyby nie te wszystkie
powinności, konieczność lub potrzeba zwracania uwagi na innych ludzi, słabsze
momenty i wątpliwości, świat byłby miejscem nie do wytrzymania, a my
przestalibyśmy być ludźmi. Nie sposób wyobrazić sobie, że wszyscy skupiamy się
wyłącznie na sobie, jesteśmy bezwzględnie asertywni, działamy zadaniowo i
zawsze spójnie. Wtedy może nie byłoby konfliktów wewnętrznych, za to świat
byłby pełen konfliktów międzyludzkich.
Konflikt wewnętrzny jest wpisany w życie i chyba trzeba się
pogodzić z faktem, że zawsze będziemy rozstrzygać pomiędzy tym czego chcemy, a
tym co powinniśmy, tym co możemy, i oczywiście tym o czym marzymy, a żeby było
trudniej, wszystko podlane sosem z emocji i nastrojów. Jednak życzę Wam jak
najmniej wewnętrznych konfliktów, przynajmniej tych poważnych, a gdy już się
zdarzą, wyrozumiałości dla siebie.
Wiosna to bezwzględnie moja ulubiona pora roku.
Tak ciężko jest to wszystko wyważyć...Ja jako OWW,mająca za sobą trudne dzieciństwo,rózne niedobre doświadczenia i deficyty,próbowałam kiedyś oswoić swoje wewnętrzne dziecko i odnaleźć tak zwany zdrowy egoizm.Częściowo się udało,ale niestety chyba się zagalopowałam i popadłam w skrajność albo nie spodobało się to ludziom w okół.Bo odkąd zaczęłam stawiać na siebie,znajdywać czas na własne przyjemności i mieć odwagę do wyrażania własnego zdania to towarzystwo w okól mnie się jakby wykruszyło.Niektórzy znikneli na zawsze,inni oddalili a cześć zdystansowała.Nie powiem,żeby mi z tym było jakoś bardzo źle,bo jakby "śmieci się same wyniosły" ,ale przyznaje,że powstaje także mur między tymi na których mi zależy :( Przez ten właśnie wewnętrzy konflikt,gdzie nie wiem po której stronie stanąć,a potwory z przeszłości podpowiadają chronić własne ''ja''
OdpowiedzUsuńSimera
Myślę, że wyznaczanie granic nie jest łatwym zadaniem i na początku faktycznie czasem bronimy ich za bardzo. Jest to zupełnie normalne, potrzeba czasu, żeby rozeznać się w swoich potrzebach, a i wtedy błędów się nie uniknie. W związku z tym staram się kierować dwoma zasadami. Pierwsza z nich dotyczy tego, że ja jestem ważna, ale inni też są ważni, a druga mówi o tym, że mogę się ugiąć, zrobić coś, co narusza moją wygodę czy granice, ale powinna to być moja decyzja, nikt nie może mnie do tego przymuszać. Czasem się tak zdarza, że kieruję się powinnością czy poczuciem obowiązku i to też jest w porządku, bo taką właśnie podejmuję decyzję. Bardzo mi przykro, że potwory z przeszłości z Tobą mieszkają, takich gadzin trudno się pozbyć, chodzą za nami wszędzie i wciąż uprzykrzają życie, dobrze jednak trzymać je na dystans.
Usuń